niedziela, 20 października 2013

Olejowy ratunek po październikowym wymęczeniu

W poprzednim poście wspomniałam Wam jak to męczę moje włosy podczas roku akademickiego. Suszarka, ciągnięcie szczotką, wymiętoszone kucyki, silikony, szaliki... Brak jakiegokolwiek olejowania, masek, szampon z SLS, odżywka na krótko, gorąca woda do mycia. Tak to się przedstawiało przez te ponad 20 dni. Więc kiedy tylko miałam chwilę czasu (i narastającą ochotę) podjęłam akcję, reanimację dla moich włosów. I to wszystko przez to, że nie nałożyłam silikonowego serum w sobotę ;) bo jak mówiłam, nie nakładam oleju na silikon.

Zmoczyłam włosy mocno ciepłą wodą z atomizera i nałożyłam podgrzany wcześniej (a właściwie ugotowany) olej słonecznikowy z płatkami róży jadalnej (mój home-made macerat o cudownym zapachu i lepszym działaniu). W samym oleju pływają różowe oczka 'soku' z róży. Tę podgrzaną mieszankę nałożyłam na wilgotne włosy i założyłam czepek i czapkę. Wszystko podgrzałam suszarką i zostawiłam na godzinę. Po tym czasie nałożyłam odżywkę b/s i zawiązując głowę bawełnianą chustką poszłam spać.
Rano włosy spłukiwały się niezwykle łatwo, były tak nieziemsko miękkie. Zamiast codziennej odżywki nałożyłam ostatnią porcję Biovaxa na jakieś 20 min, może trochę krócej, bo przyszła rodzina i musiałam pędzić do łazienki. Na wilgotne włosy nałożyłam jeszcze dużą kroplę odżywki b/s z 2 kroplami oleju abisyńskiego.

W sumie mimo, że czasami niecierpię moich włosów, to dzisiaj je nawet lubię. Może przez to, że nie śmierdzą Biovaxem ;D

6 komentarzy:

  1. Ciekawy ten patent z płatkami róż:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ten marcerat jest świetny, uwielbiam go. a zrobiłam go przez przypadek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie też ostatnio jest gorzej z pielęgnacją włosów, za sprawą roku szkolnego. Za to w weekendy rozpieszczam swoje kłaczki. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nawet w weekendy nie mam czasu ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dasz przepis na ten swój marcerat? Nie wiem czy dobrze napisałam ;) (byłabym wdzięczna za odpowiedź)

    OdpowiedzUsuń