niedziela, 28 lipca 2013

Dzień przed wyjazdem

Ostatnie szlify pakowania, olejowanie i maskowanie. Co prawda nie obyło się bez przykrych niespodzianek (w zeszłym roku w mojej torbie zamieszkały robaki) - teraz zamek nowo kupionej, porządnej torby nie wytrzymał. W każdym razie nie o tym tutaj.
Dzisiaj kończy się moja akcja regeneracyjno-odżywcza dla włosów. Moje włosy dzięki niej odżyły. W ten ostatni dzień nałożyłam na ok 3 godziny miks odżywek i olei pod czepek i zimową czapkę, potem zmyłam tylko wodą. Włosy nie były obciążone, co serio mnie zdziwiło. Na noc (lub na wieczór) zamierzam zaolejować włosy Amlą, a skalp mieszanką rycyny i Alterry, zobaczymy jak wyjdzie.
Podczas podróży też chciałabym lekko naolejować je olejem arganowym (taka mocniejsza odżywka b/s) i zawiązać je w mojego ulubionego sock buna.
W czasie wakacji nad morzem postaram się jak najmniej je wysuszyć, chociaż nie obędzie się bez suszenia włosów na słońcu, morskich kąpieli, czy plątania przez wiatr.
Za trzy tygodnie czeka mnie intensywny tydzień nawilżający dla włosów. Co prawda skończyły mi się półprodukty (aloes z kwiatka i żel hialuronowy), ale może dokupię coś w najbliższym czasie.



Tak moje włosy wyglądały dzisiaj, po myciu. Nie jestem z nich do końca zadowolona, ale chciałabym zobaczyć jak bardzo się zmienią w ciągu tych dwóch tygodni, stąd wstawiam kolejne zdjęcie. Włosy oczyściłam dzisiaj szamponem Bambi i nałożyłam tę maskę na 3h (trochę Amli, oleju rycynowego, arganowego i Alterry Brzoza i Pomarańcza wymieszałam z Biovaxem, Garnier AiK, Mrs Potter's i Isaną) -> to prawdziwa tykająca bomba. Co prawda efekty nie były aż takie jak przypuszczałam, że będą... Ponowne olejowanie i zmycie łagodnym szamponem lub OMO, tak planuje. 
Do zobaczenia pod koniec sierpnia, kiedy to opiszę wszystkie wrażenia z wyjazdu ;)

sobota, 27 lipca 2013

Minirecenzje kosmetyków używanych przeze mnie od samego początku

Ten post wymagał ode mnie sporo pracy i trenowania pamięci. Chciałam przypomnieć sobie jakich kosmetyków używałam do włosów od marca i czy mnie zachwyciły. Efekty możecie zobaczyć poniżej :D Zapraszam do lektury.


Po pierwsze: szampony  stawiam na prostotę, wydajność i to, czy rzeczywiście oczyszcza. W przypadku moich włosów i skalpu nie przeszkadza im SLS.


 Facelle Intim, Waschlotion Sensitive - delikatny żel do higieny intymnej z Rossmana. Tani jak barszcz, ale mało wydajny: w ciągu 2 miesięcy zużyłam 2-3 butelki, które są spore. Żel ma wodnistą konsystencję, jest przeźroczysty i na włosach dość dobrze się pieni, mimo braku SLSów. Dobrze zmywał oleje, dobrze oczyszczał. Nadawał się również do mycia twarzy, nie wysuszał mojej skóry jak mydło. Nie mogę powiedzieć o nim nic złego. Podobny w działaniu jest Facelle Intim, 50 plus.


Pollena-Savona, Bambi, szampon dla dzieci i niemowląt - ten szampon gościł u mnie w łazience bardzo długo. Przed włosomaniactwem myłam nim włosy codziennie. W składzie SLS, teraz oczyszczam nim włosy raz w tygodniu. Zawsze doskonale się sprawdzał, włosy są po nim sypkie i gładkie. Również nie jest zbyt wydajny (stosowany codziennie), ma rzadką konsystencje o kanarkowym kolorze. 



Johnson's Baby, Szampon kojący z naturalnym ekstraktem z lawendy - kupiłam go ze względu na składnik chelatujący w składzie, po czym stwierdziłam, że tak mała ilość nie jest w stanie zmyć osadów na włosach. Szampon mnie nie zachwycił ani nie zniechęcił, jest po prostu zwykłym, detergentowym szamponem. Nie mogę powiedzieć o nim nic szczególnego.




Po drugie: odżywki  tu ważne jest dla mnie odżywienie i niwelowanie odstających krótszych włosów


Forte Sweden, Mrs. Potter`s, Balsam do włosów z aloesem, jedwabiem i białą herbatą - pierwsze co muszę napisać, to to, że jest jej naprawdę dużo. Stosuję ją już długo, codziennie w dużej ilości (tak ze dwie łyżki) i końca nie widać. Odżywka jest świetną odżywką myjącą i w tej roli sprawdza się doskonale. Jako zwykła odżywka pewnie chroni włosy przed uszkodzeniami, ale również nie ma efektu wow. Pewnie nie kupię jej ponownie, bo wolę coś mniejszego rozmiarowo, żeby móc kupić coś nowego.


Garnier Ultra Doux, odżywka do włosów zniszczonych Avocado i masło karite - ta odżywka miała bardzo fajny emolientowy skład, jednak nie robiła z moimi włosami kompletnie nic. Poza tym jej zapach mnie odrzucał.

Rossmann, Isana Hair, Intensiv-Pflege Spülung (Odżywka intensywnie pielegnująca) - to mój najnowszy nabytek, który sprawdza się całkiem nieźle. Na razie ładnie wygładza moje włosy, jest dobra jako maska pod czepek i jako odżywka solo.


Rossmann, Alterra, Feuchtigkeits - Spulung Granatapfel & Aloe Vera (Nawilżająca odżywka `Granat i aloes`) - to moja pierwsza odżywka, którą zaczęłam używać świadomie. Jest gęsta przez co nie spływa z włosów, lekko nawilża, ale również nie podobał mi się zapach, więc nie wróciłam do niej.


Po trzecie: maski mówiłam już że kocham maski. Mogłabym używać ich codziennie. Wolę używać ich po myciu, bo wtedy mam wrażenie, że lepiej działają. Czasem je wzbogacam.

L`Biotica, Biovax Naturalne Oleje, Intensywnie regenerująca maseczka `Argan, makadamia i kokos` - uwielbiam ją i moje włosy też. Są po niej miękkie, gładkie, dobrze się układają. Cena jest trochę wysoka, ale ja kupiłam ją w promocji za 9,90. Jest gęsta, nie spływa z włosów, naprawdę poprawia kondycje moich włosów.


Maska do włosów suchych, zniszczonych i farbowanych Gloria - kolejny śmierdziuszek w mojej kolekcji, który spisywał się całkiem dobrze. Ładnie wygładzał włosy, był dobrą bazą dla półproduktów. Dobra solo i do wzbogacania. Miała lekką, niezbyt gęstą konsystencję, jej zapach pozostawał na włosach po myciu. Plusem była natomiast niska cena i na pewno wrócę do tej maski.


Po czwarte: oleje  (uwielbiam oleje!)Działanie oleju na włosach jest wszystkim powszechnie znane i najbardziej cieszę się właśnie z odkrycia olejowania. Staram się olejować włosy często, mało i na długo.

W swojej "włosowej karierze" używałam:

oliwę z oliwek
olej słonecznikowy
olej ze słodkich migdałów
olej słonecznikowy z płatkami róży jadalnej (macerat różany)
olej kokosowy
olej arganowy
olej rycynowy
olej Dabur, Amla Gold
Alterra, Cellulite Hautol Birke & Orange (olejek do skóry antycellulitowy Brzoza i pomarańcza)
olej lniany ze świeżym imbirem (macerat imbirowy - na porost włosów)

Pozytywnie wypowiedzieć się mogę o: oleju słonecznikowym (solo, jak i w formie maceratu), kokosowym, arganowym, rycynowym, Amli Gold, Alterze. Używając tych olei zauważyłam poprawę przy systematycznym nakładaniu. Faworytami w tej kategorii będą Amla, kokosowy i arganowy <3



Po piąte: wcierki nadal brak mi systematyczności. A wcieranie jest takie przyjemne. 

Tutaj stanowczo poległam na całej linii. Z wcierek stosowałam tylko zieloną herbatę (którą swoją drogą oceniam bardzo pozytywnie) oraz raz czy dwa olejek imbirowy na porost włosów. Obiecuję poprawę!



Po szóste: zioła jeżeli nie przyczyniają się do przesuszenia włosów (jak np lipa) to są okej w płukankach. Marzy mi się rozjaśnianie włosów rzewieniem.


Stosowałam:

rumianek
lipa
skrzyp (wewnętrznie i zewnętrznie)
zieloną herbatę

Pozytywnie oceniam zioła wstawione w atomizerze do lodówki (skrzyp i zielona herbata), potem używane do zwilżania włosów i skóry głowy. Płukanka i śluz z lipy zasługuje na 5.



Po siódme: zabezpieczanie nie jestem przekonana do silikonów, zwłaszcza tych trudnozmywalnych. Włosy zabezpieczam w ten sposób kiedy wiem, że będę je maltretować :)

Elfa, Green Pharmacy, Jedwab do włosów - bardzo przyjemne, gęste serum o jedwabistej konsystencji (może dlatego nosi nazwę jedwabiu?), o ładnym zapachu, z lekkimi silikonami w składzie. Poza silikonami są jeszcze olejki i ekstrakty. Nie trzeba go dużo, ładnie nabłyszcza, odżywia, niweluje odstające "bejbiki". Jest mega wydajny i bardzo go polubiłam.


olej arganowy lub kokosowy - zyskały u mnie sympatię dzięki Natalii z BlondHairCare, która właśnie w ten sposób zabezpiecza końcówki. Pokochałam go od pierwszego użycia, chociaż wtedy troszkę przesadziłam :) Teraz wiem, że wystarczą dwie krople oleju, bo trzy to już za dużo.



Po ósme: domowe sposoby  lubię gotować i robić mikstury. Może stąd to zamiłowanie do domowych sposobów


maska z żółtkiem

laminowanie żelatyną
żel lniany
płukanka z octem jabłkowym (domowej roboty)
mleko
śmietanka 12%
miód
maska z miodem i aloesem (wg przepisu z bloga Blondregeneracja)

W tej kategorii pozytywnie mogę ocenić tylko dwie metody: płukankę octową i maskę z miodem i aloesem. Reszta widocznie mnie nie zachwyciła, bo efektów po prostu nie pamiętam.


Po dziewiąte: półprodukty chcę więcej!


żel hialuronowy 1%


To jedyny półprodukt, jakiego do tej pory używałam, ale w planach mam powiększenie zasobów. Długo zastanawiałam się nad jego kupnem, bo w Galerii Mydeł i Soli kosztował 20 zł. W końcu się przekonałam i nie żałuję. Wiem, że można go nabyć taniej na ZSK, czy Mazidłach, ale nie chciałam się pakować w przesyłki, bo nie wiedziałam, jak produkt zadziała. Żel hialuronowy nadawał się jako dodatek do olejku do zabezpieczania końcówek, do wzbogacania masek, stosowałam go na twarz, pod oczy i do domowej roboty odżywki do rzęs. Szkoda, że już mi się skończył.



Po jedynaste: suplementy kolejna zmora przy braku systematyczności. Boję się pogorszenia stanu cery dlatego na razie się wstrzymuje.

Skrzypovita (2 miesiące)

herbatka ze skrzypu (2 tygodnie)
drożdze (z mlekiem) (1 miesiąc)

Najbardziej pozytywnie wspominam drożdze, chociaż po wykończeniu dwóch kwadratowych kostek drożdzy babuni (o ile pamiętam) kupiłam jakieś mniej smaczne i zaprzestałam kuracji. Nie zauważyłam pozytywnych efektów stosowania suplementacji, ale może po prostu ich nie przypilnowałam.




Jak widzicie było tego sporo. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. Buziaki. 



czwartek, 25 lipca 2013

Podsumowanie miesiąca - lipiec (5) + kosmetyczny zestaw na wakacje

Wiem, że jest trochę za wcześnie na podsumowanie, jednak potem wyjeżdzam na wakacje i zatracę regularność we wszystkim.
To już piąta moja aktualizacja. Po tych pięciu miesiącach widzę już powoli różnicę w kondycji i "konsystencji" włosów, które są miękkie, śliskie i wyraźnie gładsze. Co prawda kiedy spieszę się i nie poświęce im wystarczająco dużo czasu po myciu tzn szybko nałożę odżywkę, spłukam ją i włosy zostawię do wyschnięcia są jakieś takie bez życia.

Co do pielęgnacji, to nadal stosuję ten sam zestaw: szampon Facelle 50+ i odżywkę myjącą Mrs Potter's z aloesem i jedwabiem. W tym miesiącu olejowałam włosy dość często, najczęściej olejem Amla Gold, odlewką od przyjaciółki, zawsze w towarzystwie maski Biovax, Naturalne oleje. Ten zestaw sprawdził się u mnie rewelacyjnie, odzielnie produkty nie sprawdzają się tak genialnie, ale muszę je poddać jeszcze dogłędnym testom.
Kolejnym odkryciem, o którym wspominałam już w postach niżej, była maska z aloesem i miodem.
Jako wcierkę stosowałam zieloną herbatę. Dzięki niej, nie wiem dlaczego, moje włosy z przesuszu, stają się jedwabiem. Mimo, że nakładana tylko na skórę głowy... Zimna, mocna zielona herbata z lodówki to moje drugie odkrycie miesiąca. Na koncówki nakładałam lipę, tzn jej "śluz", który w towarzystwie kwasu hialuronowego nawilżał moje włosy bez obciążania ich. Sporadycznie nakładałam jedwab z Green Pharmacy (swoją drogą nadal czuję pewne uprzedzenie do silikonów) , a pod niego kroplę olejku arganowego, który w tym miesiącu lekko przeciąża moje włosy, przestają być sypkie i łatwiej się strączkują. Teraz dużo lepiej sprawdził się w tej roli olej kokosowy.
W wakacje włosy często noszę związane, teraz gumkami twistbands. Są bardzo lekkie, ale nie nadają się na noc, poniewaź kosmyki łatwo się wysmykują, a kucyk rozwala.
Po raz pierwszy udało mi się zrobić zdjęcia w plenerze, przy pięknej, słonecznej pogodzie. Niestety internet mojej mamy odmówił posłuszeństwa, także musiałam zrobić nowe zdjęcia, bo tych 'słonecznych' nie da się wysłać.

Moje włosy na ten miesiąc wyglądają tak:



A tutaj małe porównanie włosów z teraz i z marca, z początków. Ja na pierwszy rzut oka widzę różnicę, mimo, że światło na pierwszym zdjęciu nie jest najlepsze. 
Po pierwsze: włosy straciły cieniowanie, przez co wyglądają dużo dużo lepiej. Nie są już takie suche. Długość jest porównywalna.
Teraz, po raz pierwszy zestawiłam ze sobą dwa zdjęcia, w tym to z marca (po prawej, trochę na dole, bo nie mogłam go wkleić wyżej) i na razie jestem troszkę w szoku. Szkoda tylko, że ludzie, z którymi przebywam często, bądź stale nie zauważają AŻ takiej różnicy.





















A plany na sierpień? Przede wszystkim nawilżyć włosy po wakacjach. Nie planuję wizyty u fryzjera, chyba, że końcówki będą w tragicznym stanie. Poza tym chciałabym przetestować jakąś sklepową wcierkę: waham się między Jantarem, a Joanną Rzepą. Zakupy olejowo-półproduktowe będę musiała przełożyć na wrzesień albo nawet październik, bo nazbierało mi się tego sporo, a pieniędzy nie przybywa.



Chciałabym wam również przedstawić mój kosmetyczny włosowy zestaw wakacyjny. Niestety bez zdjęć, bo nie ma czego fotografować, kosmetyki są poprzelewane do przeźroczystych opakowań.
Przede wszystkim, miałam problem z ograniczeniem kosmetyków, zwłaszcza do włosów, wtedy też zdałam sobie sprawę z tego ile ich stosuję. W końcu ograniczyłam się do mikro buteleczek kilku obecnie używanych produktów.
SZAMPON - chciałam coś mocniejszego niż Facelle, ale słabszego niż szampony dla dzieci z SLS. Dzięki temu uniknęłam wzięcia dwóch buteleczek. Lubię oczyszczać swoje włosy SLSem dlatego robię to częściej niż raz na 2 tygodnie. W końcu postawiłam na szampon Alterry 'Makadamia i Figa' - szampon regenerujący.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=50338

ODŻYWKA MYJĄCA - wciąż, nieustannie Mrs Potters, które pojawiło się na blogu już milion razy. A wszystko przez mega wielką butelkę, której nie mogę wykorzystać. Odźywki myjącej będę używać kiedy będę musiała umyć czyste włosy, co często się zdarza w morskich klimatach. Moja odżywka to Balsam do włosów Mrs Potter's z aloesem i jedwabiem.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52006

ODŻYWKA ZWYKŁA - kupiona po promocji za 2,99 Isana odżywka intensywnie pielęgnująca. Użyłam jej tylko kilka razy, ale jak na razie bardzo dobrze się sprawdza. Może będę wzbogacać ją olejkiem.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=41046

OLEJ i ZABEZPIECZANIE - stały zestaw: olej arganowy i jedwab do włosów z Green Pharmacy


Wyszedł mi chyba najdłuższy post wszech czasów ;D
Pozdrawiam Was ciepło. Panda.


czwartek, 18 lipca 2013

Nieciągnące gumki do włosów - TWISTBAND

źródło: tumblr.com


Od jakiegoś czasu stałam się niejako uzależniona od kupowania gumek do włosów. Oczywiście tych bezpiecznych. Staram się by gumki były grube i miękkie, a przynajmniej miękkie. Węższe gumki sprawdzają się na moich włosach lepiej, mocniej je trzymają.
Dzisiaj będąc w Bonarce, wstąpiłam do Glittera, pooglądać, może coś kupić ;) Już kiedyś, kiedy kupowałam tam kolczyki, pani w sklepie zachwalała nieciągnące gumki do włosów-bransoletki, ale spuściłam ją po brzytwie. Teraz, po dłuższym czasie, mój wzrok i kroki same powędrowały do tychże gumek.
W pakiecie byly trzy, różnokolorowe gumki. Ja wybrałam wersje czarno-niebieską. Kosztowały 12,90 zł. Oprócz tego miła pani zachęcała mnie do kupna nowej szczotki, która nie ciągnie włosów, o dziwo TT, tylko nie wiem, czy to nie była jakaś tania podróba. Kosztowała 34,90, miała rączkę. Jeżeli jesteście zainteresowane sprawdzeniem tego, to zapraszam do bonarkowego Glittera.

Zdziwiło mnie, kiedy związując włosy nową gumką nie czułam nieprzyjemnego, jak dotąd ciągnięcia. Gumka związuje lekko, ale pewnie i stabilnie trzyma włosy. Oprócz tego przy ściąganiu jej nie wyrwałam żadnego włosa, jak dotąd zawsze było ich kilka. Cebulki włosów nie są narażone na negatywne skutki związywania włosów, a i to miejsce włosów pod gumką jest potem mniej zniekształcone niż dotąd. Mam zamiar zrobić sobie sama takie Twistbands, bo wyglądają ładnie na włosach i na nadgarstku, a często zdarza mi się, że moja lewa ręka jest pełna gumek i odkształceń od nich. Tutaj nie ma czegoś takiego. Myślę, że wystarczy iść do pasmanterii i poprosić o zwykłą, elastyczną gumkę, po czym w domu przyciąć i związać ją na końcu.

Jednym słowem: polecam.

niedziela, 14 lipca 2013

Ulubieńcy weekendu

Jak możecie się przekonać kilka postów temu, w planach miałam weekend poświęcony urodzie. Już w piątek zrobiłam sobie plan na sobotę i niedzielę, angażujący wszystkie części ciała ;)
Z najważniejszych to dużo olejowałam. Twarz, ciało, włosy, stopy i dłonie. Codziennie nakładałam oleje na całe ciało, na twarz, na paznokcie. Przedstawiam wam zatem krótką listę ulubieńców, którzy zasłużyli sobie zdecydowanie na pojawienie się na blogu:

WŁOSY
Tutaj szczególnie podziałała na mnie mikstura opublikowana przez Blondregeneracje, czyli miód i aloes. Liście aloesu zalane miodem, zmieszane z odżywką i ja jeszcze dodałam kilka kropel olejku. Nie myłam potem wlosów, a efekty przeszły same siebie.

CIAŁO
W kwestii pielęgnacji ciała odkryciem okazały się dwie rzeczy; peeling kawowy i solny z olejkiem (które co prawda znałam już dawno) oraz mój osobisty macerat: płatki róży jadalnej (część poszła na dżem) zalane olejem słonecznikowym, zwykłym, kuchennym, podgrzewałam w kąpieli wodnej dość długo, po czym zostawiłam na 2 tygodnie. Teraz olej pachnie delikatnie różą i cudownie nawilża. Wchłania się całkowicie i na pewno zrobię go ponownie w większej ilości.

PAZNOKCIE
Nie lubię malować paznokci, więc staram się żeby wyglądały jak najlepiej bez warstwy lakieru. Od pewnego czasu zawzięcie je olejuje, ale nadal na końcówkach robią mi się zadziorki, delikatnie odkleja płytka. Ponieważ potrzeba matką wynalazku, przetarłam końcówki delikatnie pilniczkiem (posiadam trójkątny pilnik-polerkę z Rossmana, taką różową, z ponumerowanymi pilnikami). Użyłam trzeciego z tego do paznokci (niebieskiego z numerkiem 3) i pierwszego z polerek do płytki (różowego z nr 4) Potem nałożyłam olej. Po wypolerowaniu paznokcie lekko się zmatowiły, jednak olej dodatkowo je odżywił. Stały się niesamowicie gładkie, błyszczące niemal jak pomalowane <3


Oto moi ulubieńcy weekendu. Mam nadzieję, że nie tylko mi przypadną do gustu. Polecam

czwartek, 11 lipca 2013

Gąbeczka celulozowa - co sądzę?

Dzisiaj podczas mycia twarzy stwierdziłam, że warto byłoby tu napisać o mojej gąbeczce celulozowej, którą kupiłam jakieś miesiąc, dwa miesiące temu w Carrfourze za jedyne 2 zł. W opakowaniu znajdowały się dwie, okrągłe, żółte, porowate gąbki. O takie:
źródło: internet

Gąbka staje się miękka dopiero po zmoczeniu wodą, wyschnięta przypomina kawałek wyschniętej waty, celulozy, którą kiedyś dostałam w Czerpalnii Papieru albo kartki także stamtąd ;)
Mokra, jest mięciutka i przyjemna.
Bardzo ładnie czyści twarz, w połączeniu z Facelle (teraz 50+, chyba lepszy dla mnie niż Sensitive) pozostawia ją matową, oczyszczoną, nie ściągniętą, gładszą i delikatnie rozjaśnioną.
Żel na niej mocno się pieni, co też jest dla mnie zaletą. Łatwo jest wyczyścić nią każdy obszar twarzy, można ją zgiąć żeby dotrzeć do zagłębień, skrzydełek nosa.
Doskonale zmywa maseczki, wreszcie nie męczę się z rozchlapywaniem wody dookoła i stanowi doskonałą bazę pod peeling. Mam wrażenie, że sama gąbka działa delikatnie peelingująco, ale nie drażniąco, do stosowania na codzień.
Nadaje się również do nakładania jak i zmywania oleju przy OCM.
Łatwa w utrzymaniu i czyszczeniu. Nie straszna jej gorąca woda i silniejszy detergent.
Trwała. Ta, przetrwała od nowości, czyli jak wspomniałam wyżej jakieś 2 miesiące.
Czy nadaje się do demakijażu? W końcu takie jest jej przeznaczenie. Tutaj niestety nie mogę się wypowiedzieć, bo nie używam podkładów i pudrów, a makijaż oka zmywam płynem. Oczywiście starałam się zmyć go gąbką, nawet bez żelu, ale tusz niewodoodporny tylko się rozmazał, a mój wodoodporny tusz, który używam ze względu na wzmożone łzawienie oczu jest tak wodoodporny, że nic go nie rusza.
Nie zauważyłam też poprawy stanu skóry, ale po pierwsze, używam jej niezbyt regularnie, po drugie, nie monitoruje jakoś efektów, a po trzecie, moja skóra jest w ciągle złym stanie dzięki studenckiemu odżywianiu.
Kiedy wyciągnęłam ją z opakowania, była chyba nasączona jakąś substancją, bo nie była tak twarda jak po pierwszym użyciu.

Nie czuję, żeby była moim must have, ale przyjemnie się jej używa.

Akcja Regeneracja trwa. Na razie jej mistrzami jest olej Amla Gold w połączeniu z maską Biovax Naturalne Oleje. ;)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Moje włosy idealne

Dzisiaj chciałam przedstawić wam post inspiracyjny przedstawiający MOJE IDEALNE WŁOSY. Coś o czym marzę i do czego dąże.
Ponieważ czuję, że łapie mnie ponowny "włosowy kryzys" szybko złapałam za Google Grafika, szukając pięknych, zadbanych, blond włosów.

Jakie są moje włosy?
W kolorze ciemnego, miodowego blondu, sięgające ramion, podcięte równo, zadbane, nie tworzące pięknej, wymarzonej tafli, poddatne na wywijanie na końcówkach, płaskie (chyba, że je zwiąże, wtedy po rozpuszczeniu nabierają wielkiej objętości)

Jakie włosy chciałabym mieć?
DŁUGIE. Na razie do linii biustu, ale wiem, że na tym się nie skończy. Idealne byłyby do talii lub troszkę dłuższe ;) RÓWNE na całej długości, ewentualnie podcięte w literę U, BŁYSZCZĄCE, pięknie odbijające światło, O IDEALNIE OSTRYCH KOŃCACH, PROSTE lub LEKKO FALOWANE NA KOŃCACH (uwielbiam grube, mięsiste fale), tworzące PIĘKNĄ, GŁADKĄ TAFLĘ.

Oto kilka inspiracji; włosy jak z reklamy nie istnieją, ale jak tu przejść obok takich obojętnie ;)


Z brunetkowych <3 (dla takich włosów byłabym nawet w stanie zmienić kolor)


źródło zdjęć: Internet (google grafika)



niedziela, 7 lipca 2013

Akcja Regeneracja

Akcja Regeneracja to mój najnowszy pomysł. W kwestii włosowej oczywiście. Chciałabym maksymalnie odżywić włosy przed wyjazdem nad morze, kiedy to na pewno dostaną mocno w kość (intensywne kąpiele w morzu i pod prysznicem, suszenie na słońcu, agresywny wiatr , niewystarczająca ilość czasu dla nich) - czyli życie na campingu pod namiotem. Wtedy nie da się posiedzieć z maską 1h, nałożyć olej, a i liczba kosmetyków musi zostać zredukowana do minimum. Zanim o akcji chciałabym przedstawić Wam mój minimalistyczny plan dbania o włosy podczas wyjazdu.

Więc sama nie mogę wziąć dużo. Na szczęście malutkie buteleczki to genialny wynalazek. W planach mam intensywną ochronę włosów silikonami, mycie odżywką lub delikatnym szamponem, raz na czas SLSem, pielęgnacja olejkiem arganowym, moją nową miłością, lipą... Tego jeszcze dokładnie nie rozplanowałam. Wiem na razie tyle, że przed wyjazdem, jak i po, odżywię włosy na maksa.

Do dzieła. Moja osobista Akcja Regeneracja będzie trwała 3 tygodnie, bo na tyle pozwala mi czas. Systematyczne nakładanie olejków, żelu hialuronowego, odżywczych masek i olejowania będzie miało na celu maksymalne odżywienie włosów przed wyjazdem. Kiedy tylko będę miała możliwość, będę myła włosy odżywką, zamiast szamponem, będę wcierać zieloną herbatę w skalp i lipę na długość. Teraz, kiedy mam więcej czasu mogę skupić się na włosach i poświęcić im 99% mojej uwagi. Mam nadzieję, że potem, zasilikonowane nie utracą za dużo nawilżenia. Jeżeli chcecie, możecie razem ze mną dołączyć do akcji. Jeżeli macie jakieś pomysły, linki podrzucajcie w komentarzach ;D

sobota, 6 lipca 2013

Weekend to czas na relaks

Teraz, podczas najdłuższych wakacji mojego życia, czeka mnie dużo relaksu ale i stresu związanego ze sprawami maturalno-studenckimi. Dzisiaj postanowiłam oddać też chwilę dla moich włosów. O szczegółach przeczytacie poniżej ;)

Na noc naolejowałam włosy olejem Dabur, Amla Gold, której to odlewkę dostałam od mojej przyjaciółki. Olej ma intensywny, na chwilę przyjemny zapach, po godzinie na włosach staje się uciążliwy, a po zmyciu lekko i przyjemnie wyczuwalny. Mam go jeszcze na jedną, dwie porcje, zobaczymy jak sprawdzi się dalej i czy nie kupię swojego własnego. Z tego, co czytałam, produkt zawiera silikony, wiecie, czy to prawda? 
Co prawda parafina w składzie nowej Amli wywołała u mnie pewne obawy, ale chyba bezpodstawne.

Rano (lub w południe ;D) umyłam włosy Facelle (tym razem wersją zieloną 50+) i nałożyłam maskę Biovax'a Naturalne oleje, którą kupiłam na przecenie w Super Pharm za 9,90 <3. Trzymałam ją godzinę w termocapie i pod dwoma ręcznikami (mogłam użyć zimowej czapki), po czym, wg zaleceń producenta, zmyłam chłodną wodą, kończąc zimnym strumieniem. Włosy schły długo, bałam się, że będą obciążone. Normalnie wysychają w 2-3h, teraz po 3 były jeszcze wilgotne (wydłużenie czasu wysychania było dla mnie objawem obciążenia). 
Po tym czasie nałożyłam jeszcze śluz lipowy, który uzyskałam poprzez wyciśnięcie torebki z lipą (samą lipę wypiłam w celach leczniczych, bo od 6 tygodni męczy mnie okropny, mokry kaszel). Kiedy włosy wyschły, zakochałam się w śluzie z lipy. Jeszcze nigdy od początku włosomaniactwa nie miałam tak gładkich włosów. 
Oczywiście zaaplikowałam jeszcze moje tradycyjne, lipcowe serum olejek arganowy+ żel hialuronowy na końcówki i lekko na długość.

Teraz moje włosy są mięciutkie, gładkie, może nie tworzą tafli, bo wciąż się wywijają, ale na prawdę, mogłabym wciąż je dotykać. 

Oprócz tego zrobiłam jeszcze kąpiel dla stóp wg przepisów ZielonegoKoszyczka; tą z pieprzem cayenne (gorące stópki do godziny po wyjęciu z kąpieli, idealne na zimę).


Podejmuje wyzwanie; wypić 2 litry wody dziennie. Na razie mam za sobą półtora litra, herbatę i ziołowy napar, ale myślę, że na tym się nie skończy. Uwielbiam pić wodę, niegazowaną, muszę mieć ją w torbie i przy łóżku. Woda pomoże mi oczyścić organizm z toksyn i dodatkowo go nawodnić. Najgorsze w tym są tylko te częste wizyty w toalecie. Ale kiedy jesteś sama w domu... ;)

Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i wracam do domowego SPA.

środa, 3 lipca 2013

O tym, dlaczego nie kupiłam trzeciego opakowania Skrzypovity...

Jeżeli ktoś czyta moje posty regularnie, wie, że jakieś 2 miesiące temu kupiłam w promocji 80 tabletek Skrzypovity. Była to ta stara wersja, w żelatynowych, czerwonych osłonkach, którą łykałam rano, 2 tabletki.
Pierwszy miesiąc kuracji był bardzo przyjemny, tabletki, chociaż duże, łatwo się połykało, w zasadzie nie miały smaku ani zapachu. Postanowiłam kontynuować kurację po 40 dniach, mimo że nie widziałam różnicy w kondycji skóry, włosów ani nawet paznokci, a nawet miałam wrażenie że są w gorszym stanie niż przed kuracją (łamały się i rozdwajały). Kupiłam opakowanie ze skoncentrowanym składem i szczotką do włosów, a w zasadzie dała mi je pani w aptece. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy zauważyłam, że zamiast poręcznego pudełka obok szczotki były listki wypełnione zielonymi tabletkami. Miałam jednak nadzieję, że to tylko wygląd.
Jak się potem okazało pastylki śmierdziały przeokrutnie, jakoś ziołowo, i oprócz tego zapach przechodził w smak. Mimo tego, że musiałam brać tylko jedną Skrzypovitę zamiast dwóch, przyjemność z suplementowania się spadła do zera. Jednak nadal kontynuowałam kurację, wyczekując efektów, których NADAL NIE BYŁO.

Reasumując, po dwóch opakowaniach nie doczekałam się na efekty stosowania Skrzypovity. Jednak nie wspominam jej zbyt dobrze. Długo czułam smak tabletki, odbijało mi się nią, a otwarte opakowanie roznosiło ten okropny zapach po całym mieszkaniu. W planach mam rozpoczęcie innej kuracji, jednak muszę o nich więcej poczytać. Polecacie coś?