czwartek, 26 grudnia 2013

Aktualizacja włosowa - grudzień

Dzisiaj nie mam dla was tradycyjnego zdjęcia od tyłu, bo nie mam czasu żeby je zrobić. Chciałam też więc poczekać z aktualizacją i gdyby nie najnowsze zdjęcia moich znajomych to post jeszcze by się nie pojawił.

Stwierdziłam, że takie zdjęcie może idealnie oddać stan włosów na co dzień: nie uczesane, po całym dniu. I tak właśnie prezentują się moje.
Kolor jest dość zbliżony do realnego.



I rzeczywiście tak "je nosze" na co dzień ;D



Co stosowałam?
  • Facelle i Bambi do mycia (u rodziny na święta żel pod prysznic Dove z ogórkiem i zieloną herbatą)
  • Isana Oil Repair i Alterra Aloes i Granat jako odżywki
  • Alterra Aloes i Granat jako maska
  • Masło do ciała Green Pharmacy do kremowania <3
  • Olej kokosowy, Amla, Green Pharmacy łopianowy z rozmarynem jako oleje

Myślę, że takie robienie zdjęć włosów "w ruchu" daje fajne, realne spojrzenie na ich kondycję i stan po całym dniu.
Buziaki. 



sobota, 14 grudnia 2013

Aktualizacja włosowa - listopad

Znów to samo stwierdzenie: jak ten czas szybko leci. Przecież dopiero co pisałam aktualizacje włosową. Jedyne co udało mi się zrobić to kilka razy naolejować włosy i nałożyć maskę. Starałam się też kremować włosy masłem do ciała z Green Pharmacy i byłam zachwycona miękkością włosów. Na prawdę warto zaopatrzyć się w TEN produkt, którym przez cały listopad pielęgnowałam całe ciało, twarz i włosy. Z olei stosowałam Amlę Gold i olej kokosowy, z odżywek Alterrę Aloes i Granat, a do mycia szampon Bambi i Facelle.
A teraz zostawiam was z zdjęciami.
Planowałam podcięcie końcówek bo są już trochę wymięte, ale muszę jeszcze poczekać bo moja fryzjerka nie ma terminów. W ogóle zastanawiałam się czy nie zrównać długości z grzywką, która sięga do ramion, ale pewnie skończy się na klasycznych dwóch centymetrach.



piątek, 29 listopada 2013

Jak dbam o usta w zimie, ulubione produkty i miły zakup w dzisiejszym Rossmanie

Cały dzisiejszy post dotyczyć będzie ust: tego jak o nie dbam, co stosuję itp.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że odkąd weszło mi w krew smarowanie ust kremem, pomadką czy błyszczykiem zniknął wieczny zimowo-letni problem suchych i popękanych ust. Wcześniej w okresie zimowym pojawiały się bolesne pęknięcia niemal do krwi i skórki, które tworzyły nowe pęknięcia i zadziory. Ale już drugą zimę nie mam z tym żadnego problemu.

Sekret tkwi w tym, że smarowanie ust preparatem musi stać się Twoim nawykiem. I nie ważne czy w domu, czy na zewnątrz. Wychodzę z założenia, że usta muszę mieć cały czas pokryte cieńką (wewnątrz) lub grubą (na zewnątrz) warstwą kosmetyku do ust. Każdy oczywiście ma własne preferencje, ale ja lubię kosmetyki, które nie wchłaniają się w 100% tylko pozostawiają tłustą warstwę na wrażliwej skórze. Po prostu, gdy nie mam nic na ustach zaczynam je oblizywać. Ale nie smaruję się kosmetykiem na noc.

Obecnie stosuję niezawodny Carmex i pomadkę Alterry. Carmex kocham miłością pierwszą, niezawodną, najczystszą. Nigdy z niego nie zrezygnuje.
Ale będąc dzisiaj w Rossmanie natknęłam się na ciekawy produkt Isany. Był w cenie na do widzenia, kosztował jedyne 2 zł, tyle samo zapłaciłabym za słoiczek, więc wylądował w czerwonym koszyku. Jeżeli lubicie carmexopodobne specyfiki to polecam zaopatrzyć się w http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52278 produkt.
Lekki waniliowy zapach, przyjemne, lżejsze niż w wypadku Carmexu mentolowe chłodzenie, konsystencja gęsta, zbliżona do oleju rycynowego, wydajność (wystarczy jedno dotknięcie palca, żeby nasmarować całe usta), po kilkukrotnym już stosowaniu mogę go polecić :)

A jakie są wasze ulubione kosmetyki do ust?

czwartek, 21 listopada 2013

Paznokcie jak nie pomalowane, czyli mój bezsensowny make up paznokci (bez zdjęć)

Jak każda kobieta lubię malować paznokcie. Wyglądają wtedy ładniej i estetyczniej. Jednak w przeszłosci dawałam im popalić zębami, więc straciły piękny kształt, który spłynął na mnie w genach. Stały się odrobinę łopatkowate (przez wygryzanie boków) i nie sięgają za opuszek. Toteż nigdy nie maluję ich na kolorowo. Wiem, teraz mi powiecie, że lakierem można w pewnym sensie zmienić lekko kształt płytki... Ale po prostu nie czuję się w kolorowych paznokciach. I koniec.
Więc maluję na przeźroczysto albo cielisto. Moim ulubionym cielistym lakierem był Wibo Express Growth, taki bez drobinek, o kolorze w zasadzie identycznym z kolorem moich paznokci. Ladnie wyciągał mi dłonie i palce, stawały się dłuższe i bardziej estetyczne niż nie pomalowane. Ale w zasadzie we wszystkich lakierach przeszkadzało mi to, że błyszczały i mieniły się jak szalone. A ja lubię maty.
Więc kupiłam matowy top coat z Lovely. I kiedy chcę się wybrać na imprezę, na radkę (bo przeważnie nie maluję jednak paznokci, rzadko co mi się podoba, a wolę je natrzeć olejem niż zmywaczem) maluje je cielistym lakierem i matowym top coatem. Paznokcie przestają lśnić, stają się pięknie matowe, bardziej niż moje "oryginalne" i to lubię. I tego malowania w ogóle nie widać. I o to chodzi. Tak, wiem, kobiety to dziwne stwory.


Jakie mam z tego korzyści??

  • kolor paznokcia się wyrównuje, stają się jednolite, gładsze i nie ma obawy o zadziorki, które robią mi się na końcówkach, bo są pod lakierem
  • stają się twardsze, a lakier trzyma je w ryzach, mniejsze ryzyko złamań i rozdwojeń.
  • po prostu wyglądają jak naturalne (jak makijaż no make up :D)
  • nawet jak się coś przetrze to w zasadzie tego nie widać (ale ja perfekcjonistka i tak zmywam i maluję again)
  • wyglądają estetyczniej, zwłaszcza te białe końcówki, które w moim przypadku przy paznokciach do opuszka są dość długie

I mimo, że to totalnie bez sensu i jakbym miała wybierać to najbardziej lubię siebie w dłuższych niepomalowanych paznokciach, ale nie za długich, bo wtedy mi przeszkadzają. Wtedy wcieram w nie olejek i zdrowo błyszczą i to jest ten błysk jaki lubię. Cenię naturalność. Ale na większe okazje mogę sobie pozwolić na wysuszające szaleństwo, paznokciowy romans ze zmywaczem i lakierami. 

niedziela, 17 listopada 2013

Odnajdź sport dla siebie... - krótka rozprawa o moich zajęciach

Dzisiaj post strikte nie włosowy pisany po usłyszeniu piosenki, którą często słyszę na treningach. Ale zacznę od początku:
Jako dziecko nienawidziłam lekcji WF. Robiłam wszystko, żeby siedzieć na ławce. Po prostu gry zespołowe były dla mnie męczarnią. Bałam się piłki i współzawodników. Oczywiście po zajęciach biegałam i hasałam jak to dziecko, jednak wolałam by nikt nie chciał ze mną grać w piłkę. Co innego chowanego, berek, słynna u mnie na osiedlu zabawa w krowę, skakanka, w której byłam niezła i gra w gumę <3. Jednak ze sportami nie miałam nic do czynienia.
Później przyszło zwolnienie z WF i miałam święty spokój.
Powrót w czasach licealnych na lekcje nie należał do najprostszych. Miałam elementarne braki, kondycja też pozostawiała wiele do życzenia mimo, że zawsze byłam w miarę szczupła. I to chyba wtedy brak "pasji sportowej" zaczął mi ciążyć. Wszyscy w okół robili coś sportowego: grali w siatkę, kosza, biegali, przez przeszkody, skakali wzwyż, grali w ping-ponga (ja nigdy nie umiałam), tenisa itp, a ja nie robiłam nic. A kilka sportów bardzo mi się podobało. Nie miałam jednak motywacji by zacząć cokolwiek ze sobą robić, w drugiej klasie zaczęłam intensywne treningi brzucha, ale zaprzestałam, bo po ponad roku nie widziałam rezultatów. Miałam też kilka podejść do biegania, ale to też nie było to. Na siłownie sama nigdy nie odważyłam się pójść. I nadal marzyłam o jakimś sporcie, który pochłonie mnie do reszty: tak jak moją przyjaciółkę szermierka. I wtedy w moim życiu pojawiła się AKROBATYKA.

Na początku byłam nastawiona bardzo sceptycznie: "ja i akrobatyka, zwariowałaś??? przecież ja nie jestem w ogóle rozciągnięta (nie umiałam dotknąć dłońmi do stóp w skłonie), nie nadaje się, nie ma mowy!" - taka była moja pierwsza odpowiedź. Poza tym nie umiałam zrobić przewrotu w tył, słaby przewrót w przód, o czymkolwiek robionym głową w dół nie było nawet mowy. Brak rozciągnięcia i mięśni, zwłaszcza rąk, czyniły ze mnie akrobatyczną kalekę. Ale potulnie poszłam na pierwsze zajęcia. I wtedy się zakochałam.
Z pierwszego treningu pamiętam tylko zakwasy i skoki na batucie.
Potem robiło się coraz lepiej. Przestałam się bać, robiłam gwiazdy, stania na rękach, poprawne przewroty, salta na batucie. Aż tu nagle: bum!!! I spadłam na łeb na szyję. Kontuzja może nie była poważna, ale przez miesiąc nie mogłam się ruszyć, a kręgosłup, zwłaszcza szyjny bolał jak cholera. Po tym jak przestał ogarnął mnie strach. Zostałam zmuszona do powrotu na treningi. Na pierwszym ryczałam jak bóbr bojąc się zrobić przewrót. Nie wiem czy znacie to uczucie: chcecie coś zrobić, a mózg steruje waszym ciałem tak, że nie jesteście w stanie. To było okropne. Ale po kilku treningach było już lepiej. Mimo, że nadal nie stanęłam jeszcze na rękach, stwierdziłam, że nie będę się nigdzie spieszyć. Bo zakochałam się w akrobatyce na nowo i nie zamierzam z niej tak łatwo rezygnować.

O akrobatyce z mojego punktu widzenia:

  1. rozwija każdy jeden malutki mięsień - ręce, nogi, brzuch, plecy pracują na treningach jak szalone.
  2. pomaga w pokonywaniu słabości
  3. dzięki temu czuje się bardziej pewna siebie 
  4. może to trochę śmieszne, ale jest pewnym rodzajem szpanu - dość nietypowy sport, wszyscy zadają dużo pytań
  5. pomaga mi się rozwijać
  6. dzięki niej na nowo pokochałam sport: planuję spróbować kilku następnych zajęć
  7. jest mega tania - płacę tylko za wynajem sali
  8. przystojni, wysportowani mężczyźni na treningach, haha ;p

Podsumowując: nie zniechęcajcie się za pierwszym razem, szukajcie, chodźcie na zajęcia (często pierwsze z nich są darmowe), a może odkryjecie sport dla was. Jeszcze nigdy nie wracałam do domu tak zmęczona i szczęśliwa, jak właśnie po treningu. 

piątek, 15 listopada 2013

Włosowe problemy.......

..... studentki, mieszkanki dużego miasta, osoby zapracowanej, żyjącej w biegu, na walizkach i podczas pór roku - tak właściwie powinien brzmieć tytuł posta. Zauważyłam, że moje włosy wizualnie odbiegają od tego co widzicie na zdjęciach. Ma to kilka podstawowych przyczyn, o których dzisiaj chciałabym wam napisać.

Jako studentka: cierpię na wieczny brak pieniędzy, co za tym idzie jeszcze mniej pieniędzy do wydania na produkty do włosów. Dlatego wybieram  te najtańsze produkty drogeryjne. A mam tyle chęci do wypróbowania produktów dostępnych w internecie...

Jako mieszkanka Krakowa: to oczywiste: twarda woda, która po prostu wysusza. Jej destrukcyjne działanie mogę próbować niwelować tylko dzięki płukankom.

Jako osoba zapracowana: nie mam czasu na siedzenie z maskami i olejami na włosach, ograniczam się do niezbędnego minimum.

Jako żyjąca w biegu i na walizkach: w biegu związuje włosy, ściskam je gumką, wyrywam zdejmując, nie obchodzę z nimi delikatnie, suszę suszarką, bo 5 min do autobusu, a i tak wychodzę na zimno w mokrych. Oprócz tego jem niezdrowo i coraz częściej zdarza mi się zapomnieć o szklance wody w ciągu dnia. Na walizkach - przenoszę się z mieszkania do mieszkania, co powoduje że nie mogę taszczyć ze sobą wielkiej siaty kosmetyków za każdym razem.

Zima to najbardziej znienawidzona przeze mnie pora roku. Chociaż włosy jeszcze nie elektryzują się za bardzo to na zimnie puszą się trochę, ocierają o kurtki, ja opieram się o nie w tramwajach i przytrzaskuje torbą i zamkiem kurtki, nie noszę czapki bo wyglądam w niej jak plemnik (to stwierdzenie jednej z moich przyjaciolek podbiło me serce)
W lecie nie jest lepiej, włosy myte x razy dziennie, związywane mocno by nie przeszkadzały i zerowe użycie kosmetyków, a przynajmniej tak jest na wyjazdach.

Mam nadzieję, że wkrótce się poprawię, zacznę chociażby zdrowiej jeść i nosić czapkę, bo mogę się tylko nabawić zapalenia zatok.
Znajdźcie dzisiaj czas na maskę lub olej, bo ja chwilę na pewno znajdę.
Pozdrowienia, Panda ;)

sobota, 9 listopada 2013

Sucha skóra twarzy mimo olejowania i OCM???

Moja skóra jest jakaś dziwna. Sucha i tłusta jednocześnie. Mimo smarowania olejem i OCM sucha, ściągnięta, ma mnóstwo widocznych skórek na nosie i w okolicach, na brodzie i czole, szczególnie między brwiami. To bardzo irytujące.
Więc postanowiłam zrezygnować z olejowania na rzecz kremu Alterry. Sięgnęłam po TEN kosmetyk za niecałe 10 zł.
Ponieważ kierowałam się składem, oto on:
Aqua, Olea Europaea Oil*, Glycerin, Alcohol*, Carthamus Tinctorius Oil*, Myristyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Oenothera Biennis Oil*, Rhus Verniciflua Cera, Xanthan Gum, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Hydrogenated Lecithin, Dipotassium Glycyrrhizate, Helianthus Annuus Seed Oil, Levulinic Acid, Ascorbyl Palmitate, Tocopherol.

Wybrałam ten, który miał najniżej w składzie alkohol. 
Używam go już jakieś dwa tygodnie, więc mogę coś o nim po krótce powiedzieć. Krem fajnie się wchłania praktycznie do matu, zostawia delikatną warstwę ochronną na skórze. Jednak nie nawilża mojej skóry tak jak powinien. Jednak jest lepszą alternatywą niż tłusty olej na dzień.
Całkiem możliwe że problemem jest woda, bo po prysznicu problem znów powraca. Ale nie zrezygnuje przecież z mycia twarzy.
Wyjęłam z szafki inny krem, który zawsze ratował mnie w kryzysowych suszach. Było lepiej, ale nie tak jakbym chciała.
Nie wiem co mam robić z tą skórą, nie wiem jak sobie poradzić z zanieczyszczeniami i wysuszeniem. :<

czwartek, 7 listopada 2013

Aktualizacja włosów - październik

Pażdziernik należał do cudownych, pracowitych miesięcy. Nie miałam czasu na żadną pielęgnację. Jak pisałam w poprzedniej aktualizacji moje dbanie o włosy ograniczało się do mycia i silikonowego serum. Dopiero od zeszłego tygodnia włączyłam w pielęgnację olej kokosowy /spożywczy, kupiony na dziale kuchnia azjatycka/. Moje włosy prezentują się tak:





Jak je pielęgnowałam?
Mycie: Cien papaja i brzoskwinia - szampon z Lidla
Odżywka: Isana Oil Care, wcześniej Garnier, siła 5 roślin
Zabezpieczanie: Green Pharmacy, Jedwab do włosów

plus olej kokosowy od tygodnia: olejowanie olejem kokosowym na mokre lub suche włosy.

Zostawiam was z podsumowaniem i zdjęciami i uciekam na akrobatykę ;**

wtorek, 5 listopada 2013

Ciężkie wybory przy stoisku perfumeryjnym

Wybór nowych perfum to dla mnie po prostu masakra. Mam bardzo silnie sprecyzowany gust zapachowy i większość perfum po prostu mi śmierdzi. Dla mnie perfumy powinny być świeże, lekkie, ale nie słodkie, o cytrusowym, nienachalnym zapachu. Przez dwa lata moim zapachowym ideałem był Adidas, Free Emotion, o takie.

Niestety zapach został wycofany, a w jego miejsce dali jakiegoś śmierdzioszka. 
Adidas miał tylko jedną wadę: niska trwałość. Jednak dla mnie była do wybaczenia, zawsze można się psiknąć jeszcze raz. Jedna buteleczka starczała mi na rok.


Teraz szukam zamiennika w rozsądnej cenie. Wchodzę do drogerii i po prostu wącham wszystkie perfumy po kolei. Na razie zaliczone mam poszukiwania w Hebe, Rossmanie i Yves Rocher. I nic. Ale nie poddaje się. Może skomponuję jakąś kompozycje na podstawie olejków eterycznych. Nie wiem co prawda jak bedzie z trwałością, ale przecież zawsze można się pomiziać jeszcze raz.

Pomóżcie włosomaniaczki, ceromaniaczki, zapachomianiaczki i inne maniaczki. Znacie jakieś perfumy o cytrusowo-werbenowo-gorzko pomarańczowo-zielono herbatowo-piżmowo-cedrowych zapachów?? Miałyście może doświadczenia z Adidas Free Emotion i wiecie czego szukam??

Buziaki, Panda.

niedziela, 3 listopada 2013

Pomadka do ust Alterra w roli odżywki do rzęs

Będąc wciąż w temacie dziwnych metod pielęgnacji chciałabym przedstawić Wam sposób na wzmocnienie i pielęgnację rzęs. Dla mnie ten temat jest wyjątkowo ważny ponieważ na co dzień używam agresywnych, wodoodpornych tuszy do rzęs. Marzą mi się firanki, takie jakie ma moja przyjaciółka, jednak natura polskiego, mysiego typu urody jest zupełnie inna. Dzisiaj w roli głównej pomadka do ust Alterra.

Wszystkie informacje podlinkuję Wam niżej, myślę, że nie warto tworzyć n-tego postu na ten temat, wystarczy rozpowszechniać świetne sposoby. Powiem Wam tylko, że pomadka ma świetny skład, używana zgodnie z przeznaczeniem przypomina wazelinę, długo zostaje na ustach i pozostawia je miękkie. Aplikacja na rzęsy jest również przyjemna (można również wykorzystać szczoteczke po tuszu, ale ja po prostu maziam po rzęsach), nie ma uczucia zamglenia spojrzenia. Jedyne co trzeba zrobić to po spaniu przetrzeć oczy, bo trochę jej zostaje i możemy mieć problem ze spływaniem tuszu.
Efekty o jakich piszą dziewczyny na wizażu przekonały mnie, że warto spróbować.
No i spróbowałam.
Nie stosuję tego sposobu regularnie, tylko jak mi sie przypomni. Jednak po niemal miesiącu stosowania zauważyłam, że rzęsy stały się bardziej elastyczne i chyba o ton ciemniejsze. Chociaż wypadają tak jak dawniej. Mam nadzieję, że dzięki pielęgnacji chociaż odrobinę zniweluje ich wysuszenie tuszami i eyelinerami.

Przeczytajcie koniecznie te strony:
nasz klasyczny wizaż
KWC
i post u Aliny

Możecie polecić jakieś odżywki do rzęs w rozsądnych cenach? ;)



piątek, 1 listopada 2013

Moja ulubiona metoda olejowania włosów

Zawsze olejowałam włosy na sucho i na noc. Rano myłam włosy i wszystko było okej. Ale efekty zawsze były nie takie jakie sobie wymarzyłam. Ten sposób miał jednak wiele wiele zalet: nie musiałam myć, moczyć włosów dwa razy częściej (a zdarzały się miesiące, gdy olejowałam włosy codziennie), widziałam jaką ilość nałożyłam na włosy, gdzie są jeszcze nienaolejowane itp., olejowanie na noc niwelowało paradowanie z tłustymi włosami w dzień i do tego nie zdarzały się awaryjne sytuacje typu: "nie wyjdę z domu, mam naolejowane włosy!". Moja rodzina słyszała to wiele razy. Wtedy zaczęłam olejować na noc, bo byłam przeświadczenia, że olej trzymany długo ma szansę zadziałać. Zresztą takie trzymanie oleju daje u mnie najlepsze efekty. Albo może dawało lepsze niż w przypadku trzymania oleju godzinę czy dwie...

Kiedyś w ramach eksperymentu, który teraz stosuję do dziś, nałożyłam olej na umyte, mokre włosy. Pod czepek. I czapkę. Siedziałam w tym godzinę, dwie, po czym nałożyłam maskę dla zemulgowania i zmyłam. Kiedy indziej też powtórzyłam akcję z czepkiem, ale potem zdjęłam go i poszłam spać w oleju na włosach. I następnym razem też na noc, ale z  odżywką b/s. Efekty jakie uzyskałam były dla mnie miłym zaskoczeniem. Włosy już podczas mycia były niezwykle gładkie i miękkie. Po wyschnięciu sypkie, lśniące, elastyczne, takie jak uwielbiam.

Teraz oczywiście siedzę w czepku i czapce wydzierganej na drutach przez moją mamę. Zresztą kupiłam wczoraj drugie opakowanie oleju kokosowego, który dość dobrze sprawuje się na moich włosach.

A jakie są wasze ulubione metody olejowania włosów?

poniedziałek, 21 października 2013

Krótka notka na temat maceratu z róży jadalnej

Po kilku pytaniach dotyczących tajemniczego maceratu z poprzedniego posta postanowiłam sporządzić krótką notkę na ten temat.

Na wstępie muszę napisać, że swój macerat wykombinowałam zupełnie przez przypadek: robiliśmy dżem z płatków róży. Część płatków oraz te białe ogonki zostały niewykorzystane. I co, miałam wyrzucić? Teraz wiem, że nie warto.

Swój macerat zrobiłam z oleju słonecznikowego, zwykłego do smażenia i zerwanych płatków róży jadalnej, zwanej też pomarszczoną.

Kojarzycie może pączki z marmoladą różaną. To właśnie z takiej róży, utartej z cukrem i szczyptą kwasku cytrynowego robi się najpyszniejszy na świecie dżem <3

Płatki róży zalałam w słoiku olejem. Może być podgrzany, ale całość i tak jeszcze podgrzewałam. Olej słonecznikowy jest odporny na podgrzewanie, także nie traci właściwości. Potem zostawiłam słoik na jakieś dwa tygodnie (wszystkie kroki, jak przy wykonywaniu maceratów).

Po tym czasie używałam go do olejowania włosów (miękkie, gładkie, lśniące, dociążone), do ciała (szybko się wchłania, skóra jest miękka i jedwabista), do twarzy, rąk i stóp.

Macerat pachnie delikatnie, naturalnie, różano. Na powierzchni oleju pływają różowe oczka soku różanego, ale mi osobiście to nie przeszkadza.

I jeszcze jedna ważna kwestia. Kiedy zbierać różę? W czasie kwitnienia czyli mniej więcej od czerwca do sierpnia.

Róbcie maceraty bo warto. Dzięki temu można zdublować właściwości ziół i olei. Możecie użyć także innego, lepiej działąjącego dla waszych włosów oleju ;)


Buziaki, Wasza Panda.

niedziela, 20 października 2013

Olejowy ratunek po październikowym wymęczeniu

W poprzednim poście wspomniałam Wam jak to męczę moje włosy podczas roku akademickiego. Suszarka, ciągnięcie szczotką, wymiętoszone kucyki, silikony, szaliki... Brak jakiegokolwiek olejowania, masek, szampon z SLS, odżywka na krótko, gorąca woda do mycia. Tak to się przedstawiało przez te ponad 20 dni. Więc kiedy tylko miałam chwilę czasu (i narastającą ochotę) podjęłam akcję, reanimację dla moich włosów. I to wszystko przez to, że nie nałożyłam silikonowego serum w sobotę ;) bo jak mówiłam, nie nakładam oleju na silikon.

Zmoczyłam włosy mocno ciepłą wodą z atomizera i nałożyłam podgrzany wcześniej (a właściwie ugotowany) olej słonecznikowy z płatkami róży jadalnej (mój home-made macerat o cudownym zapachu i lepszym działaniu). W samym oleju pływają różowe oczka 'soku' z róży. Tę podgrzaną mieszankę nałożyłam na wilgotne włosy i założyłam czepek i czapkę. Wszystko podgrzałam suszarką i zostawiłam na godzinę. Po tym czasie nałożyłam odżywkę b/s i zawiązując głowę bawełnianą chustką poszłam spać.
Rano włosy spłukiwały się niezwykle łatwo, były tak nieziemsko miękkie. Zamiast codziennej odżywki nałożyłam ostatnią porcję Biovaxa na jakieś 20 min, może trochę krócej, bo przyszła rodzina i musiałam pędzić do łazienki. Na wilgotne włosy nałożyłam jeszcze dużą kroplę odżywki b/s z 2 kroplami oleju abisyńskiego.

W sumie mimo, że czasami niecierpię moich włosów, to dzisiaj je nawet lubię. Może przez to, że nie śmierdzą Biovaxem ;D

piątek, 18 października 2013

Spóźniona aktualizacja włosowa - wrzesień

Nie mam na nic czasu. Ani chęci. Cały tydzień zawalony, w weekend robienie kolejnych projektów na studia. Nawet nie zauważyłam kiedy upłynął 15 października.
W kwestii włosowej też bardzo się zaniedbałam. Nie chce mi się nakładać na nie masek, olei... Moja pielęgnacja ogranicza się teraz do szamponu Cien, z Lidla, który mimo SLS w składzie nie oczyszcza włosów do skrzypienia. Stosuję go w sumie tylko dlatego, że poprzedni szampon mi się skończył, a ja O ZGROZO, nie mam czasu żeby iść kupić coś nowego. Oprócz tego odżywka Garnier Ultra Doux Siła 5 roślin, o cudownym ziołowo-cytrusowym zapachu <3 http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=53146
Włosy czeszę pod prysznicem, z wcześniej nałożoną odżywką, suszę suszarką ( i to gorącym nawiewem ), nakładam odżywkę bez spłukiwania Naturia i silikonowe serum z Green Pharmacy. I to właśnie przez to serum nie nakładam olei. Szkoda oleju na włosy pokryte silikonami. Skończyłam wszystkie wcierki, nie stosuje teraz nic na skórę głowy. Na samym początku kalendarzowej jesieni włosy zaczęły się strasznie elektryzować, rozważałam powrót do nafty, ale sytuacja uspokoiła się po jakimś tygodniu. Planuję zakup henny bezbarwnej Khadi, własnej buteleczki Amli i zapas półproduktów.

Zaniedbałam własne włosy. I wcale się nie usprawiedliwiam. Ale myjąc je codziennie rano, a idąc na zajęcia na 8, nie mam czasu na naturalne wyschnięcie. Kiedy mam na później to staram się, bo mogły wyschnąć naturalnie.
Włosy robią się coraz dłuższe, ale nie planuję na razie wizyty u fryzjera. Końcówki są jeszcze do przeżycia, a i fryzura nie prezentuje się najgorzej. Poza tym zwyczajnie, po studencku szkoda mi kasy na podcięcie maszynką 2 cm. Może namówię jakąś z koleżanek żeby zrobiła to za free.

A teraz zapraszam na kilka zdjęć ;)
włosy bez silikonowego serum i odżywki b/s




światło jest jakie jest ;(


niedziela, 29 września 2013

Nie włosowo, a makijażowo bez zdjęć, kolory ;)

Na wstępie powiem, że niezmiernie mnie cieszył rekord wyświetleń ostatniego posta i aż trzy komentarze ;) To dla mnie na prawdę dużo znaczyło. Dzisiaj post , który dla mnie jest bardzo ważny, a Wy możecie przeczytać o moim makijażu idealnym, który znalazłam DZISIAJ.

Zacznę od tego, że mam typową polską urodę. Mysie blond włosy i zielono-brązowe oczy w typie hazel. Mam jasną, lekko żółtą karnację. Moja cera i oczy bywają problematyczne. Widoczne pory, zaskórniki, a oczy... Non stop łzawią. Przez to musiałam odstawić wszystkie niewodoodporne rzeczy do makijażu, bo spływały tworząc efekt oczu pandy. (ale nie przez to zostałam nazwana pandą, chociaż kto to wie ;D). Długo szukałam makijażu na co dzień, a że nie miałam czasu wszystko ograniczało się do tuszu i eyelinera.
Oglądnęłam wszystkie filmiki makijażowe u Aliny i zaczęłam kombinować. Potrzebowałam makijażu w typie tego starego klasycznego eyelinera i tuszu, ale w wersji trochę podrasowanej, podkreślającej moje atuty, ukrywając wady. Spisałam wszystkie triki na kartce i poleciałam do łazienki z kosmetykami.
Muszę tu wspomnieć, że moja kolorówka jest bardzo uboga. Cienie dostałam kiedyś w dzieciństwie na mikołaja, ale kolory nigdy nie odpowiadały. Mam kilka rzeczy, które trzymam "a nóż się przydadzą".

Mój makijaż zaczęłam od korektora pod oczami. Wtedy moje spojrzenie staje się jakieś ładniejsze. Po zamaskowaniu niby cieni pod oczami podkreśliłam linie wodną białą kredką. Kredka jest dość mocno kryjąca, bałam się że efekt będzie zbyt mocny. Wewnętrzny kącik, a właściwie początek górnej i dolnej powieki podkreśliłam białym, bardzo błyszczącym cieniem nałożonym na mokro. Ten sam cień nałożyłam jeszcze pod podrysowany łuk brwiowy. Linię dolnych rzęs podkreśliłam ciepłym brązem, wręcz czekoladowym, połączonym z chłodnym szarobrązowym cieniem. Bardzo ładnie to wyglądało. Czas na eyeliner, Narysowałam kreskę przy linii rzęs. Na całą powiekę ruchomą, lekko roztarłam też ku górze i połączyłam z cieniem z kącika nałożyłam błyszczący, perłowy cień w kolorze piaskowym. Wszystko dokładnie roztarłam.
Na policzki nałożyłam diy róż w kremie, który zrobiłam z różu w kamieniu chyba marki Wibo, a twarz przypudrowałam skrobią (sprawdza się lepiej niż puder).
Rzęsy pokręciłam zalotką i wytuszowałam.
To tyle.
Makijaż zajmuje chwilę, może 5-10 min. Wygląda bardzo kobieco i naturalnie. Powiększa oczy. Nie wiem jeszcze jak z trwałością w moim przypadku, ale tego dowiem się jutro ;). Jest klasykiem o perłowym, dziewczęcym wykończeniu.

czwartek, 19 września 2013

Czosnek w odżywce, olejku do paznokci.

Jako, że czytam dużo blogów urodowo-włosowo-pielęgnacyjnych czasami trafiam na ciekawy post. Ten u Aliny Rose o czosnku bardzo mnie zaskoczył, pozytywnie. Alina słynie z takich ekstra pomysłów ( :* ), warto regularnie czytać jej bloga.
W każdym razie po przeczytaniu posta i przeglądnięciu komentarzy szybko pobiegłam do kuchni i zabrałam się do pracy. Jako że obecnie prawie w ogóle nie maluję paznokci, postanowiłam wzbogacić czosnkiem mój olejek, który używałam do olejowania paznokci (efekty tego były, ale brakowało mi regularności). Moim olejkiem była mieszanka olejku do paznokci Joko (w składzie olej z migdałów), troszkę oleju Alterry Pomarańcza i Brzoza, głownie ze względu na zapach. Całość dopełniłam lekko podgrzanym olejem rycynowym.
Czosnek pokroiłam na małe kawałki (zmieściłam go w odżywce 3/4 ząbka), wrzuciłam do buteleczki i voila. Od razu musiałam wypróbować, cyknęłam kilka fotek.
Po jakimś tygodniu moje paznokcie są nie do poznania.

  1. Świecą się jak pomalowane (niesamowite!!!!!!!)
  2. Są twarde i mocne
  3. Mniej się rozdwajają
  4. Są nawilżone i elastyczne
  5. Skórki są nawilżone
  6. Końcówka jest biała, same paznokcie przypominają french manicure
  7. Rosną jak na drożdzach, były dość mocno ścięte, teraz już zaczynają wystawać za opuszek
Co prawda zapach jest "specyficzny" i czują go osoby trzecie, zaraz po aplikacji. Jednak ja smaruję paznokcie głównie na noc, a w dzień zapaszek czosnku skutecznie maskuje zwykły krem do rąk.

Byłam zaskoczona, że ten olejek aż tak dobrze zadziałał. Nie wiem co prawda, czy stan moich paznokci teraz to tylko kwestia tej odżywki, czy może poprawiły się także dzięki OCM i wcieraniu w nie oleju abisyńskiego, który aplikuję zamiast kremu do twarzy.

Zdecydowanie polecam czosnek jako dodatek do odżywki i blog Aliny

poniedziałek, 16 września 2013

Czego nauczyłam się podczas pół roku pielęgnacji?

Witajcie,
nawet nie wiem kiedy te pół roku minęło. Moje włosy są teraz piękniejsze, lśniące, niesamowicie miękkie i gładkie. Zastanawiałam się czego nauczyłam się przez ten czas. Na początku moja pielęgnacja była chaotyczna, chciałam testować zbyt dużo rzeczy i oczekiwać efektów w zbyt krótkim czasie. W końcu ogarnęłam się z tym i moja aktualna pielęgnacja jest minimalistyczna: bazuje na sprawdzonych produktach, tanich i wszechstronnych. Moje włosy nie mają problemu z tym, że jest ona monotonna.

Wcześniej moja pielęgnacja ograniczała się do szamponu Bambi i silikonowej, drogeryjnej odżywki, ale nie zawsze. Włosy myłam codziennie. Kiedy zaczęłam świadomą pielęgnację odrzuciłam SLSy, silikony, suszarki i kupowałam masowo produkty polecane na blogach. Dopiero teraz udało mi się je wszystkie zużyć!!! Teraz posiadam jedną maskę, jeden szampon, jedną odżywkę, jedną wcierkę, jedno serum z silikonem i jeden przeznaczony do włosów olej. Częstotliwość mycia wciąż się nie zmieniła - po prostu lubię mieć codziennie świeże, pachnące włosy. Obecnie podczas akcji olejowania włosów u Anwen myję je rano Facelle, nakładam odżywkę (aktualna to Garnier Ultra Doux glinka i cytryna), po wyschnięciu wcieram Joannę Rzepę, sporadycznie w końcówki 'jedwab' z Green Pharmacy, czasem olejek połączony z resztką Jantara, który został mi z poprzedniego wcierania. Włosy są gładkie, miękkie, błyszczące, lejące i sypkie, czyli takie jakie uwielbiam. Wciąż bym je dotykała.

CO NAUCZYŁO MNIE WŁOSOMANIACTWO?

  • że suszarka, nawet użyta razem z ciepłym powietrzem to nie zło. Będę suszyć włosy i nie wstydzę się tego, nie lubię gdy są mokre, a mnie jest zimno. A potrafią schnąć same nawet do 3h.
  • prostowanie wywijających się końcówek jest bez sensu. Wysuszałam końcówki, a moje włosy były zbyt krótkie, żeby zdefiniował się w nich skręt. Od zawsze były podatne na kręcenie, teraz widzę, że im będą dłuższe, tym bardziej będą falować się na końcach.
  • że wystarczy niewielka ilość oleju, by włosy były piękniejsze. 
  • że włosy trzeba traktować jak drogi, piękny sweter. Żeby nie prać ich intensywnie, płukać delikatnie, nawilżać i kochać takie, jakie są.
  • że spanie w związanych włosach jest dużo wygodniejsze. Włosy nie plączą mi się koło twarzy, nie przytrzaskuje ich ramieniem...
  • dbanie o skórę głowy ma zbawienny wpływ na stan włosów. Dzięki Jantarowi skończył się problem wysuszonego skalpu, Joanna Rzepa pozostawia moje włosy miękkie i odbite od nasady.
  • końcówki nie są zniszczone dzięki kropelce olejku wtartej w suche włosy. Można z tym przesadzić, więc trzeba uważać. Kropla olejku w zupełności wystarczy.
  • że włosy nigdy nie będą idealne. Da się z nich wycisnąć wiele, ale nigdy nie będą włosami jak z reklamy. Świadoma pielęgnacja jest jednak podstawą sukcesu, a nasze włosy mogą stać się najlepsze na ich możliwości
  • mimo kilku załamań nie warto się poddawać (i mimo krytyki ze strony bliskich)
  • włosomaniactwo nauczyło mnie też systematyczności i cierpliowości. 
  • świadoma pielęgnacja włosów rozpoczęła falę świadomej pielęgnacji skóry twarzy, paznokci i całego ciała.
  • olej powinien być naszym najulubieńszym, wszechstronnym kosmetykiem. Nawilża włosy, ciało i twarz, sprawia, że paznokcie są mocne i błyszczące, regeneruje suchy naskórek, nawilża usta, rzęsy i brwi dzięki niemu stają się mocniejsze, jest idealny do demakijażu i mycia twarzy. Był totalnym zaskoczeniem dla mnie, fanki wielozadaniowości. Do tej pory mnie zadziwia.
  • warto czytać. Zajrzyjcie do moich inspiracji w prawym pasku, znane blogi warte polecenia. 
  • że dbanie o siebie i włosy to czysta przyjemność.

JAKIE BŁĘDY WCIĄŻ POPEŁNIAM?
  • wciąż chaotycznie związuje włosy, przez co po całym dniu są wymięte i "sianowate"
  • nadal myję je w bardzo ciepłej, jak nie gorącej wodzie i nie kończę kąpieli chłodnym strumieniem
  • nie chodzę w czapce, a włosy wyciągam z kołnierzy czy szalików (dot.zimy)
  • wyrywam sobie włosy czesząc je czy myjąc.
  • za dużo chcę w za krótkim czasie.
  • nie dbam o siebie wewnętrznie.

Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego posta przestaniecie się zastanawiać, czy warto. Przed moimi włosami jeszcze długa droga, ale już teraz odwdzięczają mi się swoim pięknem.
A jak było u Was z włosomaniactwem?
POWODZENIA KOCHANE W DBANIU O PIĘKNE WŁOSY.

środa, 11 września 2013

Włosy a sport.



Od niedawna trenuję akrobatykę. Sport wymagający, ale jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale jak właśnie po treningu. Na każdym uczę się czegoś nowego, chce udowodnić sobie, że potrafię zrobić rzeczy, które niektórzy uważają za nie do zrobienia.
W każdym razie akrobatyka wymaga porządnej gumki do włosów. A moje nie chcą współpracować. Mimo stabilnego, dość ciasno związanego koka podczas przewrotów, gwiazd i stania na rękach włosy wyplątują się przez co związuję je ciaśniej, mniej starannie, bo nie mam czasu na czesanie. Po n-tym razie denerwuje się, plątam, a i tak nie jest dobrze.

Zastanawiałam się jaka jest właściwa fryzura, żeby włosy podczas treningów mi nie przeszkadzały. Oczywiście związane, nie jestem ich niewolnikiem. Ale kok odpadł na wstępie, jak pisałam wyżej, z powodu wiecznego rozplątywania. Z kucykiem podejrzewam, że problem będzie podobny. Z tego co zauważyłam, jedna dziewczyna wiąże włosy na trening w warkocz francuski. To może być jakieś rozwiązanie, w końcu podczas snu wyplątują mi się tylko dwa pasma grzywki, reszta trzyma się dzielnie przez całą noc.

Jak postanowiłam tak zrobiłam i przed treningiem związałam włosy w warkocz francuski. Zwykłego nawet jeszcze nie próbuje, bo pasma grzywki są wciąż za krótkie. Włosy podczas treningu po rozgrzewce nie wyglądały już tak idealnie jak przed wejściem na salę, bo grzywka wypadła, a te w warkoczu poluźniły się od przewrotów. Jednak byłam mile zaskoczona, że włosy utrzymały się na tyle dobrze, że nie musiałam ich wcale poprawiać. Oprócz tego nie były tak wymięte jak w przypadku koka.

Myślę, że będę je tak wiązać częściej, chociaż ta fryzura wciąż nie jest idealną. A Wy macie jakieś fryzury, które utrzymują wasze włosy stabilnie podczas treningów?


piątek, 6 września 2013

Włosowa akcja u Anwen - wrzesień miesiącem olejowania


Zgłosiłam się do wspólnej akcji u Anwen (o, tutaj). Takie akcje to super sprawa, kiedy jest się mniej systematycznym (jak ja). Chociaż z olejowaniem nie mam aż takiego problemu to czasami mi się po prostu nie chce.

Tak jak sądzi Ania, uważam, że olejowanie jest jednym z ważniejszych zabiegów pielęgnujących włosy. Dzięki niemu, moje włosy z dnia na dzień stają się piękniejsze. Dlatego też postanowiłam i ja przez miesiąc systematycznie olejować włosy różnymi sposobami.

Zawsze albo prawie zawsze olejuje włosy na noc. Wtedy nie muszę myśleć o tym, że akurat coś wypadnie i będę musiała wyjść z domu. Kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja, że musiałam opuścić ciepły domek z naolejowanymi włosami, co może nie wyglądało tragicznie, ale było nieprzyjemne dla mnie.

Pozwoliłam sobie wstawić zdjęcie, pobawić się trochę w PhotoScape, a te kwiatki były tak urocze.
Do zobaczenia za miesiąc, kiedy przybędę do Was z efektami ;)

niedziela, 1 września 2013

Podsumowanie sierpnia (6)

Witajcie,
mija pół roku od początków mojej świadomej pielęgnacji. To niesamowite jak ten czas leci. Czasem mam wrażenie, że dopiero zaczęłam np. czytać składy.

Ogólnie ostatnio sama pielęgnacja sprawia mi problemy. Może nie tyle włosy, co sam fakt nakładania na nie kolejnych mazideł. Czasem mam ochotę po prostu umyć je szamponem, potrzymać ręcznik chwilę, żeby wchłonął wodę i szybko wysuszyć. Niby z jednej strony uwielbiam dbać o włosy z drugiej... Może to lenistwo? ;D

W sierpniu stosowałam znany Wam już zestaw szamponu Alterry lub Facelle i odżywki z Isany. Po powrocie z wakacji zaczęłam je częściej olejować oraz wcierać w skórę głowy Jantar Farmony. Jantar skutecznie zniwelował wysuszenie skalpu. Jednak nie wiem, czy przyspieszył porost i zmniejszył wypadanie... Nie monitoruje tego za bardzo.

Końcówki są nadal w dobrym stanie. Nie są rozdwojone ani wysuszone. Jestem wręcz zdziwiona, bo nie stosuję ostatnio ani olejku ani serum do ich zabezpieczania.



P.S. Tak wyglądają moje wymęczone włosy po całodziennym koku. Raz związanych nie ważę się rozpuszczać do końca dnia.


Z produktów, które sprawdziły się tym razem do włosów to znów osławione mycie włosów odżywką, zapomniałam jakie dobre są efekty (bo wkurza mnie to, że nie ma piany :D) oraz mycie olejkiem pod prysznic Isana Dusche Ol.




Teraz widzicie pierwsze zdjęcie moich włosów z bliska. Widać ich kolor w cieniu i w słońcu (to jaśniejsze to właśnie słońce, które wpadało przez okno). Ich kondycja jest coraz lepsza ;)



czwartek, 29 sierpnia 2013

O produktach, które sprawiły, że moja skóra jest gładka i nawilżona

Witajcie,
wakacje i kąpiele słoneczne przyczyniły się u mnie do pięknej, złotej opalenizny, ale także maksymalnego wysuszenia.
Codzienne balsamowanie nigdy nie było moim rytuałem, wsmarowanie i wsiąknięcie balsamu zabierało mi za dużo czasu, skóra potem często była lepka i klejąca, a następnie przez cały dzień czułam tę warstwę, która przyklejała się do ubrań. Kremów używałam tylko w zimie, bo skóra była tak wysuszona, że łaknęła czegokolwiek.
To chyba zmieni się właśnie teraz, kiedy odkryłam kilka przydatnych postów.

Zmiany zaczęły się od zakupu szczotki do szczotkowania ciała na sucho. Długo się zastanawiałam aż w końcu chwyciłam w Rossmanie szczotkę z rączką na przecenie. Ma 50% włókien nylonowych i 50% trawy morskiej. Zresztą taką samą ma Alina, mówi o niej w tym poście. Ja uważam, że szczotka jest niesamowicie wygodna, można podrapać się po pleckach. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że po ponad tygodniowym, codziennym masażu martwego naskórka będzie aż tyle. Ale to może dlatego, że z peelingów korzystałam bardzo rzadko. Szczotkuje i masuje, jest to niesamowicie uzależniające. Po kilku dniach skóra przyzwyczaja się do takiej formy oczyszczania. Świetnie pobudza, odpręża, skóra lepiej wchłania potem substancje odżywcze. Szczotkuję się codziennie przed prysznicem, ale gdybym mogła, robiłabym to co chwilę. Skóra robi się gładsza, jędrniejsza, przyjemniejsza w dotyku, znikają ranki, strupki, wrastające włoski. Ale nie zachwycała bym się tak, bez tej drugiej strony medalu, czyli balsamu wg BlondHairCare. W słoiczku mieszam porcję octu jabłkowego z porcją, dwiema, trzema oleju słonecznikowego (takiego do smażenia) i kilkoma kroplami olejku eterycznego (i tak balsam śmierdzi octem, ale szybko wietrzeje, pozostawiając na skórze uroczy zapach cytrusów, w moim wypadku). Jak napisała Natalia, nie jest to rzecz dla osób z wrażliwym nosem, bo octem czuć okrutnie. Jednak uważam, że warto spróbować, zwłaszcza połączyć z masażem szczotką ;). Balsam jest dwufazowy, trzeba go wstrząsnąć przed użyciem, robi się kremowa emulsja.
Szczotka w połączeniu z tym balsamem uczyniła moją skórę miękką i delikatną.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Jak pielęgnuję moją cerę

Długo dojrzewałam do zmiany pielęgnacji skóry twarzy. Nie czułam potrzeby, nie miałam produktów, a to co stosowałam nie za bardzo się sprawdzało. Jednak po powrocie w wakacji planowałam zmienić ją diametralnie. Przede wszystkim przestać wyciskać zaskórniki i stosować coś anty nim. Miałam też iść do kosmetyczki na oczyszczenie cery, by była lepszą bazą pod nową pielęgnację. Jednak plany nie powiodły się.

Jak wiecie w postów wcześniej, zaczęłam OCM. Mieszanką oleju słonecznikowego i rycynowego "przemywam" twarz wieczorem, po uprzednim zmyciu makijażu oczu (na twarzy nie mam podkładu, tylko brud ;D). Używam do tego gąbki celulozowej i ciepłej/zimnej wody. Metod mycia OCM jest sporo, u mnie najlepiej sprawdza się ta z parówką dla rozgrzania cery, ale nie mogę jej wykonywać codziennie. Po myciu twarzy olejem moja cera nie potrzebuje już kremu, czasem nakładam olejek arganowy w minimalnej ilości (ok. 5 kropli).
Rano myję twarz mydłem Allepo 16%. Mydło to dostałam od przyjaciółki, która kupiła sobie takie z wyższą zawartością oleju laurowego. Nie mam porównania z innymi mydłami Allepo, ale to sprawia, że skóra jest lekko ściągnięta, matowa, a niedoskonałości lekko zasuszone. Posmarowana olejkiem arganowym chłonie go jak gąbka i pozostaje napięta i świeża. Dzięki olejowi nie jest taka nieprzyjemna, staje się gładka i miła.
Wcześniejsza pielęgnacja ograniczała się do zmycia makijażu i umycia twarzy jakimkolwiek żelem lub mydłem. Kiedy skóra była zbyt przesuszona smarowałam ją kremem. Wciąż męczyłam się z zaskórnikami i pryszczami na całej twarzy. Nie pomagały maseczki, peelingi, kremy.
Oprócz tego nie odżywiam się zbyt dobrze. Studencka dieta do najzdrowszych nie należy. Wraz z detoksem skóry planuję detoks całego ciała, by lepiej wejść w nowy okres w swoim życiu.

Jeszcze nie wiem jak moja skóra zareaguje na nową, lepszą pielęgnację. Obawiam się wysypu pryszczy. Jednak muszę przejść przez ten etap detoksu.

EDIT: Mam wrażenie, że cera robi się coraz czystsza. Oprócz tego zakupiłam olej abisyński, może będzie dane mi go opisać wkrótce na blogu ;)

sobota, 17 sierpnia 2013

Podsumowanie stanu wszystkiego po wakacjach

Witajcie po przerwie,
wróciłam kilka dni wcześniej ze względu na komplikacje na uczelni i deszcz. Było cudownie i bardzo mi szkoda, że z poznanymi tam ludźmi spotkam się dopiero za rok. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które pojawiły się w tym czasie, to na prawdę bardzo miłe.

Pierwsze co muszę stwierdzić, że im mniej dbam o swoje włosy tym są w lepszej formie. Ta najlepsza przypadła im po powtórnym umyciu ich odżywką Mrs Potter's.
Bądź co bądź dałam im niezły wycisk. Jestem zwolenniczką suszenia włosów na słońcu i powietrzu, więc po każdej morskiej kąpieli były intensywnie suszone podczas opalania. To samo działo się po chlorowej kąpieli w basenie. Kilkakrotne moczenie ich w ciągu dnia - byłam pewna że będą w tragicznym stanie po powrocie.
W czasie wyjazdu używałam szamponu Alterry Makadamia i Figa, o przyjemnym zapachu i lekko galaretkowatej konsystencji w kolorze żelatyny ;). Bardzo miło się go używało. Odżywkę Isany i Mrs Potter's już znacie, także nie muszę o nich nic pisać. Nakładałam je po każdym myciu na totalnie mokre włosy, nie odsączając ich i nie bardzo się przejmując. Czasem na końcówki nałożyłam jedwab z Green Pharmacy.
Teraz wracam do intensywnego olejowania. Zakupiłam również (w końcu!) wcierkę Jantar Farmony. Strasznie się cieszę, bo sporo się jej naszukałam.

Tutaj dwa malutkie zdjęcia przedstawiające stan włosów przed i po wakacjach. Co sądzicie o ich stanie?




Jeżeli chodzi o skórę ciała to udało mi się uniknąć spalenia i schodzącej skóry (prawie). Zazwyczaj nie używam filtrów słonecznych, jednak po pierwszym wyjściu na słońce pokornie zaczęłam się smarować SPF 25. Oprócz tego kupiłam Pantenol Żel i smarowałam się nim po każdym prysznicu. Żel przyjemnie nawilżał i nie pozostawiał tłustej warstwy, bardzo fajny produkt. Dzięki tym produktom po wakacjach wróciłam z jednolitą, złotą opalenizną.

Cera uległa znacznemu pogorszeniu. Najprawdopodobniej spowodowane jest to śmieciowym jedzeniem i złą wodą. Pojawiło się więcej zaskórników zamkniętych i otwartych, więcej nierówności i pryszczyków. Problem nasilił się zwłaszcza na czole. Oprócz tego, mimo że nigdy nie miałam problemów z trądzikiem na plecach, na moich opalonych łopatkach pojawiło się pełno jaśniejszych jakby zaskórników zamkniętych, których jest tak dużo... Na szczęście Sudocrem położony na noc w dość grubej warstwie zmniejszył niespodzianki, mam nadzieję, że reszta zniknie równie szybko.

Zaczęłam OCM z dodatkiem oleju słonecznikowego i resztek lnianego. Planuję także wizytę u kosmetyczki i dokładnemu przyjrzeniu się pielęgnacji mojej skóry twarzy.

Pozdrawiam Was gorąco i wakacyjnie, buziaki.

niedziela, 28 lipca 2013

Dzień przed wyjazdem

Ostatnie szlify pakowania, olejowanie i maskowanie. Co prawda nie obyło się bez przykrych niespodzianek (w zeszłym roku w mojej torbie zamieszkały robaki) - teraz zamek nowo kupionej, porządnej torby nie wytrzymał. W każdym razie nie o tym tutaj.
Dzisiaj kończy się moja akcja regeneracyjno-odżywcza dla włosów. Moje włosy dzięki niej odżyły. W ten ostatni dzień nałożyłam na ok 3 godziny miks odżywek i olei pod czepek i zimową czapkę, potem zmyłam tylko wodą. Włosy nie były obciążone, co serio mnie zdziwiło. Na noc (lub na wieczór) zamierzam zaolejować włosy Amlą, a skalp mieszanką rycyny i Alterry, zobaczymy jak wyjdzie.
Podczas podróży też chciałabym lekko naolejować je olejem arganowym (taka mocniejsza odżywka b/s) i zawiązać je w mojego ulubionego sock buna.
W czasie wakacji nad morzem postaram się jak najmniej je wysuszyć, chociaż nie obędzie się bez suszenia włosów na słońcu, morskich kąpieli, czy plątania przez wiatr.
Za trzy tygodnie czeka mnie intensywny tydzień nawilżający dla włosów. Co prawda skończyły mi się półprodukty (aloes z kwiatka i żel hialuronowy), ale może dokupię coś w najbliższym czasie.



Tak moje włosy wyglądały dzisiaj, po myciu. Nie jestem z nich do końca zadowolona, ale chciałabym zobaczyć jak bardzo się zmienią w ciągu tych dwóch tygodni, stąd wstawiam kolejne zdjęcie. Włosy oczyściłam dzisiaj szamponem Bambi i nałożyłam tę maskę na 3h (trochę Amli, oleju rycynowego, arganowego i Alterry Brzoza i Pomarańcza wymieszałam z Biovaxem, Garnier AiK, Mrs Potter's i Isaną) -> to prawdziwa tykająca bomba. Co prawda efekty nie były aż takie jak przypuszczałam, że będą... Ponowne olejowanie i zmycie łagodnym szamponem lub OMO, tak planuje. 
Do zobaczenia pod koniec sierpnia, kiedy to opiszę wszystkie wrażenia z wyjazdu ;)

sobota, 27 lipca 2013

Minirecenzje kosmetyków używanych przeze mnie od samego początku

Ten post wymagał ode mnie sporo pracy i trenowania pamięci. Chciałam przypomnieć sobie jakich kosmetyków używałam do włosów od marca i czy mnie zachwyciły. Efekty możecie zobaczyć poniżej :D Zapraszam do lektury.


Po pierwsze: szampony  stawiam na prostotę, wydajność i to, czy rzeczywiście oczyszcza. W przypadku moich włosów i skalpu nie przeszkadza im SLS.


 Facelle Intim, Waschlotion Sensitive - delikatny żel do higieny intymnej z Rossmana. Tani jak barszcz, ale mało wydajny: w ciągu 2 miesięcy zużyłam 2-3 butelki, które są spore. Żel ma wodnistą konsystencję, jest przeźroczysty i na włosach dość dobrze się pieni, mimo braku SLSów. Dobrze zmywał oleje, dobrze oczyszczał. Nadawał się również do mycia twarzy, nie wysuszał mojej skóry jak mydło. Nie mogę powiedzieć o nim nic złego. Podobny w działaniu jest Facelle Intim, 50 plus.


Pollena-Savona, Bambi, szampon dla dzieci i niemowląt - ten szampon gościł u mnie w łazience bardzo długo. Przed włosomaniactwem myłam nim włosy codziennie. W składzie SLS, teraz oczyszczam nim włosy raz w tygodniu. Zawsze doskonale się sprawdzał, włosy są po nim sypkie i gładkie. Również nie jest zbyt wydajny (stosowany codziennie), ma rzadką konsystencje o kanarkowym kolorze. 



Johnson's Baby, Szampon kojący z naturalnym ekstraktem z lawendy - kupiłam go ze względu na składnik chelatujący w składzie, po czym stwierdziłam, że tak mała ilość nie jest w stanie zmyć osadów na włosach. Szampon mnie nie zachwycił ani nie zniechęcił, jest po prostu zwykłym, detergentowym szamponem. Nie mogę powiedzieć o nim nic szczególnego.




Po drugie: odżywki  tu ważne jest dla mnie odżywienie i niwelowanie odstających krótszych włosów


Forte Sweden, Mrs. Potter`s, Balsam do włosów z aloesem, jedwabiem i białą herbatą - pierwsze co muszę napisać, to to, że jest jej naprawdę dużo. Stosuję ją już długo, codziennie w dużej ilości (tak ze dwie łyżki) i końca nie widać. Odżywka jest świetną odżywką myjącą i w tej roli sprawdza się doskonale. Jako zwykła odżywka pewnie chroni włosy przed uszkodzeniami, ale również nie ma efektu wow. Pewnie nie kupię jej ponownie, bo wolę coś mniejszego rozmiarowo, żeby móc kupić coś nowego.


Garnier Ultra Doux, odżywka do włosów zniszczonych Avocado i masło karite - ta odżywka miała bardzo fajny emolientowy skład, jednak nie robiła z moimi włosami kompletnie nic. Poza tym jej zapach mnie odrzucał.

Rossmann, Isana Hair, Intensiv-Pflege Spülung (Odżywka intensywnie pielegnująca) - to mój najnowszy nabytek, który sprawdza się całkiem nieźle. Na razie ładnie wygładza moje włosy, jest dobra jako maska pod czepek i jako odżywka solo.


Rossmann, Alterra, Feuchtigkeits - Spulung Granatapfel & Aloe Vera (Nawilżająca odżywka `Granat i aloes`) - to moja pierwsza odżywka, którą zaczęłam używać świadomie. Jest gęsta przez co nie spływa z włosów, lekko nawilża, ale również nie podobał mi się zapach, więc nie wróciłam do niej.


Po trzecie: maski mówiłam już że kocham maski. Mogłabym używać ich codziennie. Wolę używać ich po myciu, bo wtedy mam wrażenie, że lepiej działają. Czasem je wzbogacam.

L`Biotica, Biovax Naturalne Oleje, Intensywnie regenerująca maseczka `Argan, makadamia i kokos` - uwielbiam ją i moje włosy też. Są po niej miękkie, gładkie, dobrze się układają. Cena jest trochę wysoka, ale ja kupiłam ją w promocji za 9,90. Jest gęsta, nie spływa z włosów, naprawdę poprawia kondycje moich włosów.


Maska do włosów suchych, zniszczonych i farbowanych Gloria - kolejny śmierdziuszek w mojej kolekcji, który spisywał się całkiem dobrze. Ładnie wygładzał włosy, był dobrą bazą dla półproduktów. Dobra solo i do wzbogacania. Miała lekką, niezbyt gęstą konsystencję, jej zapach pozostawał na włosach po myciu. Plusem była natomiast niska cena i na pewno wrócę do tej maski.


Po czwarte: oleje  (uwielbiam oleje!)Działanie oleju na włosach jest wszystkim powszechnie znane i najbardziej cieszę się właśnie z odkrycia olejowania. Staram się olejować włosy często, mało i na długo.

W swojej "włosowej karierze" używałam:

oliwę z oliwek
olej słonecznikowy
olej ze słodkich migdałów
olej słonecznikowy z płatkami róży jadalnej (macerat różany)
olej kokosowy
olej arganowy
olej rycynowy
olej Dabur, Amla Gold
Alterra, Cellulite Hautol Birke & Orange (olejek do skóry antycellulitowy Brzoza i pomarańcza)
olej lniany ze świeżym imbirem (macerat imbirowy - na porost włosów)

Pozytywnie wypowiedzieć się mogę o: oleju słonecznikowym (solo, jak i w formie maceratu), kokosowym, arganowym, rycynowym, Amli Gold, Alterze. Używając tych olei zauważyłam poprawę przy systematycznym nakładaniu. Faworytami w tej kategorii będą Amla, kokosowy i arganowy <3



Po piąte: wcierki nadal brak mi systematyczności. A wcieranie jest takie przyjemne. 

Tutaj stanowczo poległam na całej linii. Z wcierek stosowałam tylko zieloną herbatę (którą swoją drogą oceniam bardzo pozytywnie) oraz raz czy dwa olejek imbirowy na porost włosów. Obiecuję poprawę!



Po szóste: zioła jeżeli nie przyczyniają się do przesuszenia włosów (jak np lipa) to są okej w płukankach. Marzy mi się rozjaśnianie włosów rzewieniem.


Stosowałam:

rumianek
lipa
skrzyp (wewnętrznie i zewnętrznie)
zieloną herbatę

Pozytywnie oceniam zioła wstawione w atomizerze do lodówki (skrzyp i zielona herbata), potem używane do zwilżania włosów i skóry głowy. Płukanka i śluz z lipy zasługuje na 5.



Po siódme: zabezpieczanie nie jestem przekonana do silikonów, zwłaszcza tych trudnozmywalnych. Włosy zabezpieczam w ten sposób kiedy wiem, że będę je maltretować :)

Elfa, Green Pharmacy, Jedwab do włosów - bardzo przyjemne, gęste serum o jedwabistej konsystencji (może dlatego nosi nazwę jedwabiu?), o ładnym zapachu, z lekkimi silikonami w składzie. Poza silikonami są jeszcze olejki i ekstrakty. Nie trzeba go dużo, ładnie nabłyszcza, odżywia, niweluje odstające "bejbiki". Jest mega wydajny i bardzo go polubiłam.


olej arganowy lub kokosowy - zyskały u mnie sympatię dzięki Natalii z BlondHairCare, która właśnie w ten sposób zabezpiecza końcówki. Pokochałam go od pierwszego użycia, chociaż wtedy troszkę przesadziłam :) Teraz wiem, że wystarczą dwie krople oleju, bo trzy to już za dużo.



Po ósme: domowe sposoby  lubię gotować i robić mikstury. Może stąd to zamiłowanie do domowych sposobów


maska z żółtkiem

laminowanie żelatyną
żel lniany
płukanka z octem jabłkowym (domowej roboty)
mleko
śmietanka 12%
miód
maska z miodem i aloesem (wg przepisu z bloga Blondregeneracja)

W tej kategorii pozytywnie mogę ocenić tylko dwie metody: płukankę octową i maskę z miodem i aloesem. Reszta widocznie mnie nie zachwyciła, bo efektów po prostu nie pamiętam.


Po dziewiąte: półprodukty chcę więcej!


żel hialuronowy 1%


To jedyny półprodukt, jakiego do tej pory używałam, ale w planach mam powiększenie zasobów. Długo zastanawiałam się nad jego kupnem, bo w Galerii Mydeł i Soli kosztował 20 zł. W końcu się przekonałam i nie żałuję. Wiem, że można go nabyć taniej na ZSK, czy Mazidłach, ale nie chciałam się pakować w przesyłki, bo nie wiedziałam, jak produkt zadziała. Żel hialuronowy nadawał się jako dodatek do olejku do zabezpieczania końcówek, do wzbogacania masek, stosowałam go na twarz, pod oczy i do domowej roboty odżywki do rzęs. Szkoda, że już mi się skończył.



Po jedynaste: suplementy kolejna zmora przy braku systematyczności. Boję się pogorszenia stanu cery dlatego na razie się wstrzymuje.

Skrzypovita (2 miesiące)

herbatka ze skrzypu (2 tygodnie)
drożdze (z mlekiem) (1 miesiąc)

Najbardziej pozytywnie wspominam drożdze, chociaż po wykończeniu dwóch kwadratowych kostek drożdzy babuni (o ile pamiętam) kupiłam jakieś mniej smaczne i zaprzestałam kuracji. Nie zauważyłam pozytywnych efektów stosowania suplementacji, ale może po prostu ich nie przypilnowałam.




Jak widzicie było tego sporo. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam. Buziaki. 



czwartek, 25 lipca 2013

Podsumowanie miesiąca - lipiec (5) + kosmetyczny zestaw na wakacje

Wiem, że jest trochę za wcześnie na podsumowanie, jednak potem wyjeżdzam na wakacje i zatracę regularność we wszystkim.
To już piąta moja aktualizacja. Po tych pięciu miesiącach widzę już powoli różnicę w kondycji i "konsystencji" włosów, które są miękkie, śliskie i wyraźnie gładsze. Co prawda kiedy spieszę się i nie poświęce im wystarczająco dużo czasu po myciu tzn szybko nałożę odżywkę, spłukam ją i włosy zostawię do wyschnięcia są jakieś takie bez życia.

Co do pielęgnacji, to nadal stosuję ten sam zestaw: szampon Facelle 50+ i odżywkę myjącą Mrs Potter's z aloesem i jedwabiem. W tym miesiącu olejowałam włosy dość często, najczęściej olejem Amla Gold, odlewką od przyjaciółki, zawsze w towarzystwie maski Biovax, Naturalne oleje. Ten zestaw sprawdził się u mnie rewelacyjnie, odzielnie produkty nie sprawdzają się tak genialnie, ale muszę je poddać jeszcze dogłędnym testom.
Kolejnym odkryciem, o którym wspominałam już w postach niżej, była maska z aloesem i miodem.
Jako wcierkę stosowałam zieloną herbatę. Dzięki niej, nie wiem dlaczego, moje włosy z przesuszu, stają się jedwabiem. Mimo, że nakładana tylko na skórę głowy... Zimna, mocna zielona herbata z lodówki to moje drugie odkrycie miesiąca. Na koncówki nakładałam lipę, tzn jej "śluz", który w towarzystwie kwasu hialuronowego nawilżał moje włosy bez obciążania ich. Sporadycznie nakładałam jedwab z Green Pharmacy (swoją drogą nadal czuję pewne uprzedzenie do silikonów) , a pod niego kroplę olejku arganowego, który w tym miesiącu lekko przeciąża moje włosy, przestają być sypkie i łatwiej się strączkują. Teraz dużo lepiej sprawdził się w tej roli olej kokosowy.
W wakacje włosy często noszę związane, teraz gumkami twistbands. Są bardzo lekkie, ale nie nadają się na noc, poniewaź kosmyki łatwo się wysmykują, a kucyk rozwala.
Po raz pierwszy udało mi się zrobić zdjęcia w plenerze, przy pięknej, słonecznej pogodzie. Niestety internet mojej mamy odmówił posłuszeństwa, także musiałam zrobić nowe zdjęcia, bo tych 'słonecznych' nie da się wysłać.

Moje włosy na ten miesiąc wyglądają tak:



A tutaj małe porównanie włosów z teraz i z marca, z początków. Ja na pierwszy rzut oka widzę różnicę, mimo, że światło na pierwszym zdjęciu nie jest najlepsze. 
Po pierwsze: włosy straciły cieniowanie, przez co wyglądają dużo dużo lepiej. Nie są już takie suche. Długość jest porównywalna.
Teraz, po raz pierwszy zestawiłam ze sobą dwa zdjęcia, w tym to z marca (po prawej, trochę na dole, bo nie mogłam go wkleić wyżej) i na razie jestem troszkę w szoku. Szkoda tylko, że ludzie, z którymi przebywam często, bądź stale nie zauważają AŻ takiej różnicy.





















A plany na sierpień? Przede wszystkim nawilżyć włosy po wakacjach. Nie planuję wizyty u fryzjera, chyba, że końcówki będą w tragicznym stanie. Poza tym chciałabym przetestować jakąś sklepową wcierkę: waham się między Jantarem, a Joanną Rzepą. Zakupy olejowo-półproduktowe będę musiała przełożyć na wrzesień albo nawet październik, bo nazbierało mi się tego sporo, a pieniędzy nie przybywa.



Chciałabym wam również przedstawić mój kosmetyczny włosowy zestaw wakacyjny. Niestety bez zdjęć, bo nie ma czego fotografować, kosmetyki są poprzelewane do przeźroczystych opakowań.
Przede wszystkim, miałam problem z ograniczeniem kosmetyków, zwłaszcza do włosów, wtedy też zdałam sobie sprawę z tego ile ich stosuję. W końcu ograniczyłam się do mikro buteleczek kilku obecnie używanych produktów.
SZAMPON - chciałam coś mocniejszego niż Facelle, ale słabszego niż szampony dla dzieci z SLS. Dzięki temu uniknęłam wzięcia dwóch buteleczek. Lubię oczyszczać swoje włosy SLSem dlatego robię to częściej niż raz na 2 tygodnie. W końcu postawiłam na szampon Alterry 'Makadamia i Figa' - szampon regenerujący.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=50338

ODŻYWKA MYJĄCA - wciąż, nieustannie Mrs Potters, które pojawiło się na blogu już milion razy. A wszystko przez mega wielką butelkę, której nie mogę wykorzystać. Odźywki myjącej będę używać kiedy będę musiała umyć czyste włosy, co często się zdarza w morskich klimatach. Moja odżywka to Balsam do włosów Mrs Potter's z aloesem i jedwabiem.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=52006

ODŻYWKA ZWYKŁA - kupiona po promocji za 2,99 Isana odżywka intensywnie pielęgnująca. Użyłam jej tylko kilka razy, ale jak na razie bardzo dobrze się sprawdza. Może będę wzbogacać ją olejkiem.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=41046

OLEJ i ZABEZPIECZANIE - stały zestaw: olej arganowy i jedwab do włosów z Green Pharmacy


Wyszedł mi chyba najdłuższy post wszech czasów ;D
Pozdrawiam Was ciepło. Panda.


czwartek, 18 lipca 2013

Nieciągnące gumki do włosów - TWISTBAND

źródło: tumblr.com


Od jakiegoś czasu stałam się niejako uzależniona od kupowania gumek do włosów. Oczywiście tych bezpiecznych. Staram się by gumki były grube i miękkie, a przynajmniej miękkie. Węższe gumki sprawdzają się na moich włosach lepiej, mocniej je trzymają.
Dzisiaj będąc w Bonarce, wstąpiłam do Glittera, pooglądać, może coś kupić ;) Już kiedyś, kiedy kupowałam tam kolczyki, pani w sklepie zachwalała nieciągnące gumki do włosów-bransoletki, ale spuściłam ją po brzytwie. Teraz, po dłuższym czasie, mój wzrok i kroki same powędrowały do tychże gumek.
W pakiecie byly trzy, różnokolorowe gumki. Ja wybrałam wersje czarno-niebieską. Kosztowały 12,90 zł. Oprócz tego miła pani zachęcała mnie do kupna nowej szczotki, która nie ciągnie włosów, o dziwo TT, tylko nie wiem, czy to nie była jakaś tania podróba. Kosztowała 34,90, miała rączkę. Jeżeli jesteście zainteresowane sprawdzeniem tego, to zapraszam do bonarkowego Glittera.

Zdziwiło mnie, kiedy związując włosy nową gumką nie czułam nieprzyjemnego, jak dotąd ciągnięcia. Gumka związuje lekko, ale pewnie i stabilnie trzyma włosy. Oprócz tego przy ściąganiu jej nie wyrwałam żadnego włosa, jak dotąd zawsze było ich kilka. Cebulki włosów nie są narażone na negatywne skutki związywania włosów, a i to miejsce włosów pod gumką jest potem mniej zniekształcone niż dotąd. Mam zamiar zrobić sobie sama takie Twistbands, bo wyglądają ładnie na włosach i na nadgarstku, a często zdarza mi się, że moja lewa ręka jest pełna gumek i odkształceń od nich. Tutaj nie ma czegoś takiego. Myślę, że wystarczy iść do pasmanterii i poprosić o zwykłą, elastyczną gumkę, po czym w domu przyciąć i związać ją na końcu.

Jednym słowem: polecam.

niedziela, 14 lipca 2013

Ulubieńcy weekendu

Jak możecie się przekonać kilka postów temu, w planach miałam weekend poświęcony urodzie. Już w piątek zrobiłam sobie plan na sobotę i niedzielę, angażujący wszystkie części ciała ;)
Z najważniejszych to dużo olejowałam. Twarz, ciało, włosy, stopy i dłonie. Codziennie nakładałam oleje na całe ciało, na twarz, na paznokcie. Przedstawiam wam zatem krótką listę ulubieńców, którzy zasłużyli sobie zdecydowanie na pojawienie się na blogu:

WŁOSY
Tutaj szczególnie podziałała na mnie mikstura opublikowana przez Blondregeneracje, czyli miód i aloes. Liście aloesu zalane miodem, zmieszane z odżywką i ja jeszcze dodałam kilka kropel olejku. Nie myłam potem wlosów, a efekty przeszły same siebie.

CIAŁO
W kwestii pielęgnacji ciała odkryciem okazały się dwie rzeczy; peeling kawowy i solny z olejkiem (które co prawda znałam już dawno) oraz mój osobisty macerat: płatki róży jadalnej (część poszła na dżem) zalane olejem słonecznikowym, zwykłym, kuchennym, podgrzewałam w kąpieli wodnej dość długo, po czym zostawiłam na 2 tygodnie. Teraz olej pachnie delikatnie różą i cudownie nawilża. Wchłania się całkowicie i na pewno zrobię go ponownie w większej ilości.

PAZNOKCIE
Nie lubię malować paznokci, więc staram się żeby wyglądały jak najlepiej bez warstwy lakieru. Od pewnego czasu zawzięcie je olejuje, ale nadal na końcówkach robią mi się zadziorki, delikatnie odkleja płytka. Ponieważ potrzeba matką wynalazku, przetarłam końcówki delikatnie pilniczkiem (posiadam trójkątny pilnik-polerkę z Rossmana, taką różową, z ponumerowanymi pilnikami). Użyłam trzeciego z tego do paznokci (niebieskiego z numerkiem 3) i pierwszego z polerek do płytki (różowego z nr 4) Potem nałożyłam olej. Po wypolerowaniu paznokcie lekko się zmatowiły, jednak olej dodatkowo je odżywił. Stały się niesamowicie gładkie, błyszczące niemal jak pomalowane <3


Oto moi ulubieńcy weekendu. Mam nadzieję, że nie tylko mi przypadną do gustu. Polecam

czwartek, 11 lipca 2013

Gąbeczka celulozowa - co sądzę?

Dzisiaj podczas mycia twarzy stwierdziłam, że warto byłoby tu napisać o mojej gąbeczce celulozowej, którą kupiłam jakieś miesiąc, dwa miesiące temu w Carrfourze za jedyne 2 zł. W opakowaniu znajdowały się dwie, okrągłe, żółte, porowate gąbki. O takie:
źródło: internet

Gąbka staje się miękka dopiero po zmoczeniu wodą, wyschnięta przypomina kawałek wyschniętej waty, celulozy, którą kiedyś dostałam w Czerpalnii Papieru albo kartki także stamtąd ;)
Mokra, jest mięciutka i przyjemna.
Bardzo ładnie czyści twarz, w połączeniu z Facelle (teraz 50+, chyba lepszy dla mnie niż Sensitive) pozostawia ją matową, oczyszczoną, nie ściągniętą, gładszą i delikatnie rozjaśnioną.
Żel na niej mocno się pieni, co też jest dla mnie zaletą. Łatwo jest wyczyścić nią każdy obszar twarzy, można ją zgiąć żeby dotrzeć do zagłębień, skrzydełek nosa.
Doskonale zmywa maseczki, wreszcie nie męczę się z rozchlapywaniem wody dookoła i stanowi doskonałą bazę pod peeling. Mam wrażenie, że sama gąbka działa delikatnie peelingująco, ale nie drażniąco, do stosowania na codzień.
Nadaje się również do nakładania jak i zmywania oleju przy OCM.
Łatwa w utrzymaniu i czyszczeniu. Nie straszna jej gorąca woda i silniejszy detergent.
Trwała. Ta, przetrwała od nowości, czyli jak wspomniałam wyżej jakieś 2 miesiące.
Czy nadaje się do demakijażu? W końcu takie jest jej przeznaczenie. Tutaj niestety nie mogę się wypowiedzieć, bo nie używam podkładów i pudrów, a makijaż oka zmywam płynem. Oczywiście starałam się zmyć go gąbką, nawet bez żelu, ale tusz niewodoodporny tylko się rozmazał, a mój wodoodporny tusz, który używam ze względu na wzmożone łzawienie oczu jest tak wodoodporny, że nic go nie rusza.
Nie zauważyłam też poprawy stanu skóry, ale po pierwsze, używam jej niezbyt regularnie, po drugie, nie monitoruje jakoś efektów, a po trzecie, moja skóra jest w ciągle złym stanie dzięki studenckiemu odżywianiu.
Kiedy wyciągnęłam ją z opakowania, była chyba nasączona jakąś substancją, bo nie była tak twarda jak po pierwszym użyciu.

Nie czuję, żeby była moim must have, ale przyjemnie się jej używa.

Akcja Regeneracja trwa. Na razie jej mistrzami jest olej Amla Gold w połączeniu z maską Biovax Naturalne Oleje. ;)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Moje włosy idealne

Dzisiaj chciałam przedstawić wam post inspiracyjny przedstawiający MOJE IDEALNE WŁOSY. Coś o czym marzę i do czego dąże.
Ponieważ czuję, że łapie mnie ponowny "włosowy kryzys" szybko złapałam za Google Grafika, szukając pięknych, zadbanych, blond włosów.

Jakie są moje włosy?
W kolorze ciemnego, miodowego blondu, sięgające ramion, podcięte równo, zadbane, nie tworzące pięknej, wymarzonej tafli, poddatne na wywijanie na końcówkach, płaskie (chyba, że je zwiąże, wtedy po rozpuszczeniu nabierają wielkiej objętości)

Jakie włosy chciałabym mieć?
DŁUGIE. Na razie do linii biustu, ale wiem, że na tym się nie skończy. Idealne byłyby do talii lub troszkę dłuższe ;) RÓWNE na całej długości, ewentualnie podcięte w literę U, BŁYSZCZĄCE, pięknie odbijające światło, O IDEALNIE OSTRYCH KOŃCACH, PROSTE lub LEKKO FALOWANE NA KOŃCACH (uwielbiam grube, mięsiste fale), tworzące PIĘKNĄ, GŁADKĄ TAFLĘ.

Oto kilka inspiracji; włosy jak z reklamy nie istnieją, ale jak tu przejść obok takich obojętnie ;)


Z brunetkowych <3 (dla takich włosów byłabym nawet w stanie zmienić kolor)


źródło zdjęć: Internet (google grafika)