sobota, 5 lipca 2014

Włosomaniactwo zaczyna mnie męczyć

Witajcie, dawno mnie tu nie było, oj dawno.
Rok mojego włosomaniactwa minął niezauważenie, nawet bez zdjęć porównawczych schowanych w moim folderze. A było to już 4 miesiące temu.
Zaczęło mnie męczyć robienie zdjęć włosom, kupowanie miliona odżywek, szamponów i olei, wydawanie na nie fortunę, czytanie składów i analizowanie kosmetyku przy półce kilkanaście minut. Zaczęło mnie męczyć zwracanie na włosy większą uwagę niż inni. Doświadczenie posmakowania świata włosomaniaczek niewątpliwie wpłynęło na moją pielęgnację całego ciała, nie tylko samych włosów. Nadal je olejuje, czasem nałożę na nie maskę. Jednak nie przywiązuję do tego takiej wagi jak dawniej.
Zresztą ostatnio w moim życiu sporo się zmieniło. Kontakt z Wami, dziewczynami, które czytają mojego bloga mimo słabych treści jest dla mnie dość ważny, czasami chciałabym się z Wami podzielić lifestylowymi historiami, lecz wyrosłam już z dbania o włosy.
Zastanawiam się czy ktokolwiek czytałby mojego bloga, który nie dotyczyłby włosów i dbania o siebie, a tym co dotyczy kawałka mojego życia, emocji na co dzień i tego co mojemu sercu bliskie. Co sądzicie o takich blogach?

Dziękuje Wam, że byłyście tu ze mną przez rok, dziękuję za każdy komentarz, za każde odwiedziny, za każde kliknięcie "obserwuję".

wtorek, 25 lutego 2014

Jak spakować plecak w góry?

Pomyślałam, że podzielę się z Wami odrobiną swojej pasji, jaką jest chodzenie po górach. Po sesji spędziłam prawie tydzień na szlaku i był to czas idealny dla mnie. Nic tak nie odstresowuje jak długa wycieczka, zostawienie męczących myśli w Krakowie (np oczekiwanie na ocenę z grafiki). Po prostu nogi niosą cię ponad chmury. Czyż to nie piękne?



Zawsze przed wyjazdem zadaję sobie pytanie czy zabrałam wszystko co jest mi potrzebne. I zawsze mam wrażenie, że czegoś zapomniałam.Są rzeczy bez których można się obejść, jednak są też takie, które są niezbędne. Zatem postanowiłam podzielić się z Wami moją wiedzą i górskim doświadczeniem, jeśli Wam się przyda, będę przeszczęśliwa.

Mój plecak to czarno-czerwona czterdziestka kupiona za jakieś 20 zł w Carrfourze. Jest wystarczająca na kilkudniowe górskie wyjazdy. Wielką jego zaletą jest to, że jest bardzo lekki jak na plecak górski. Posiada jedną kieszeń główną, dwie boczne i jedną na klapie. 
Drugą ważną rzeczą są buty: treki. Moje były kupione w Bacie, są przeciętne, znoszone, ale klasyczne skórzane (nubuk), za kostkę. Przetrwały sześć lat, więc pora wymienić je na lepszy model, bo już trochę podupadają na zdrowiu. Jeśli miałabym polecać jakieś buty to skórzane (np Wojas robi parę fajnych modeli), całoroczne. Zreszta każdy ma inne potrzeby.
Kiedy masz już plecak i buty potrzebny jest śpiwór i karimata. Mój śpiwór to wielki grubas z Decathlonu "dziesiątka", a karimata, też z tego sklepu tyle, że fitnessowa. Ma 140 cm, kiedy na niej leże sięga mi do końca łydek, ale jest też lżejsza niż ta turystyczna i trochę węższa. Śpiwór wpycham na dno plecaka (ale przydałaby się dodatkowa kieszeń, bo żeby go wyjąć muszę wypakować plecak), a karimatę przypinam na zewnątrz. W części, jak nie w większości schronisk są łóżka, więc karimata może się nie przydać.
Z ubraniowych rzeczy oczywistych to oczywiście skarpetki: najlepiej więcej niż nam potrzebne (np ja wędruje w dwóch, czasem trzech parach, bo nie dorobiłam się jeszcze skarpet górskich), polar (wygodniej niż sweter czy bluza, jest lekki i dobrze chroni przed zimnem), lekkie spodnie na zmianę (ja noszę ze sobą te w których ćwiczę na akrobatyce: są to spodnie do biegania: genialne jako warstwa termiczna), peleryna przeciwdeszczowa i jeśli nie jest na tyle obszerna żeby zmieścić plecak, to specjalny ortalionowy ochraniacz na plecak. Może się też przydać osobna torba/saszetka na dokumenty, która normalnie leży sobie w plecaku, a wyjmujemy ją, kiedy plecak wędruje do bagażnika np podczas stopowania.  Ja swoją dostałam od mikołaja, zawieszam przez ramię i mam wszystko pod kontrolą. Cierpię na obsesje kontroli dokumentów i komórki. Oczywiście dokumenty trzymam w worku foliowym, żeby nie dopadł ich deszcz. Jeśli planujemy po wycieczkach wracać do tego samego schroniska może się przydać taki lekki plecak z materiału, zwijany w kulkę wielkości pięści. Możemy wtedy przełożyć do niego najpotrzebniejszy sprzęt.
Jeśli chodzi o sprzęt to obowiązkowo nóż: ja noszę dwa: finkę i scyzoryk. Finka nadaje się do cięcia większych rzeczy, scyzoryk na wszelki wypadek. Latarka: tutaj też mam dwie: czołówkę (uważam ją za niezbędną, wyjmowanie śpiwora ze zwykłą latarką w zębach było koszmarem - a prądu nie ma) i taką na dynamo-rezerwową. Ogień - tu pełna dowolność; krzesiwo (nigdy nie zamoknie, pewny ogień w każdych warunkach) zapałki (najlepiej te sztormowe, które są odporne na wilgoć), zapalniczka. Jak byłam mała to śmiałam się z mojego ojca, który mówił, że na wyjeździe ważne są cztery rzeczy: nóż, latarka, zapałki i sznurek. Do czasu kiedy na ostatnim wyjeździe urwał mi się pasek od spodni i sznurek też okazał się wybawieniem. Często może przydać się też wielofunkcyjny krem typu Nivea: chroni twarz przed zimnem, wiatrem. Z przydatnych rzeczy to jeszcze menażka z uchwytem, spork (miks widelca i łyżki) lub sama łyżka wystarczy, kubek (aluminowy lub plastikowy), jakiś lek przeciwbólowy i taśma aluminowa, która naprawia wszystko: od rozerwanego plecaka po buta (sytacje awaryjne).  W zimie noszę ze sobą jeszcze folię termiczną i maść rozgrzewającą.O mapie chyba nie muszę wspominać.
Jeszcze chciała bym zwrócić uwagę na aspekt jedzeniowy takiej wyprawy. Ja osobiście nie przykładam zbyt dużej wagi do tego co w siebie wrzucam i staram się to zmienić od jakiegoś czasu. Jednak na takich wyjazdach ciężko o jedzenie zdrowych rzeczy, a na pewno jest to dużo bardziej kłopotliwe. Chleb z serkiem topionym, często już kilkodniowy, makaron z gotowym sosem i jakąś konserwą, pasztet, batony. Warto się zaopatrzyć lub ususzyć sobie warzywa i mięso (zawsze to jakieś witaminy), na niedobory energetyczne podczas wędrówki polecam czekoladę (gorzką, mleczną) i orzechy. I wodę. Kiedyś nie wzięłam wody, ale na szczęście znajomi mnie poratowali: wodę można uzupełniać w źródełkach na szlaku.
Co do ubrań to mogę się przydać ochraniacze, chroniące spodnie i łączenie spodnie-buty przed błotem i/lub śniegiem.

Oczywiście każdy potrzebuje czegoś innego i na prawdę można się zdziwić co ludzie noszą w plecaku. Warto jednak pamiętać o tym, że każda zbędna rzecz obciąża nam kręgosłup i zmniejsza naszą wydajność. Jeśli nasz plecak przekracza kilkanaście kilogramów warto kupić kijki trekingowe, by odciążyć stawy. I obowiązkowo zapiąć plecak w pasie. Mój plecak kryje jeszcze kilka sekretów np noszę ze sobą mokre chusteczki, którymi można się "umyć", a ręcznik planuję zamienić na taki z mikrofibry, który lepiej wchłania wodę i szybciej schnie. Na pewno jest mnóstwo rzeczy o których zapomniałam, ale to tak jak z pakowaniem plecaka: już kolejny dzień siedzę przed klawiaturą i ... to uczucie. 

Mam nadzieję, że moja skromna wiedza przyda się osobom, które też lubią górskie wycieczki. Może kiedyś spotkamy/spotkaliśmy się na szlaku :) Piechurom życzę dużo słońca, żeby kamienie nie kuły w stopy, a plecak nie ciążył. Tym co nie chodzą: niech żałują, widok ze szczytu jest warty tego zmęczenia. Górskie "cześć".

piątek, 7 lutego 2014

Mam swoje własne Long 4 Lashes :)

Obiecałam sobie, że jak zdam najtrudniejszy egzamin w tej sesji w pierwszym terminie, z elektrotechniki kupię sobie ten skarb. Zachęcona efektami u Idalii (Idaliowy wstęppo 3 tygodniachi po 2 miesiącach) postanowiłam, że to właśnie ta odżywka będzie moim prezentem. Głównie ze względu na cenę jeszcze chwilę zwlekałam z jej zakupem. W końcu ją kupiłam, zrobiłam zdjęcia swoim rzęsom i zaczęłam kurację. Nie przedłużając, odsyłam was do świetnych recenzji Idalii i czekam na efekty u siebie. :)

środa, 29 stycznia 2014

Nowości zimowe

Nie ma mnie często tutaj. Nie mam czasu i chęci żeby coś naskrobać, zresztą nic się włosowo u mnie nie dzieje. Teraz stosuje bezpieczną pielęgnację bez eksperymentów: szampon, odżywka (często z silikonem), czasem olej, serum do zabezpieczania, suszara i łażenie bez czapki. Muszę sobie w końcu jakąś kupić, bo marzną mi uszy na krakowskim zimnie.
W każdym razie sesja dopadła i pandy, i życie spędzam nad książkami i wizytami na treningach, które są jedyną odskocznią <3
Jedyne z czym udaje mi się walczyć przez ostatni czas to eliminacja podrażnień po depilacji okolic bikini i chyba tą walkę wygrywam. Po latach. To mój mały słodki sukces.

Także nie miejcie mi za złe, że nie ma moich nudnych postów. Pozdrawiam was krakowsko-zimowo z kubkiem kakao, wasza Panda

niedziela, 19 stycznia 2014

Krótkie podstrzyżyny domowe

Nie mam czasu za bardzo pisać teraz na blogu, chociaż mam sporo pomysłów, ale wydaje mi się, że każda notka jest za krótka. Jednak o dzisiejszym dniu muszę wspomnieć, nawet w dwóch słowach.

Długo wahałam się nad tym krokiem tj. poproszeniem członka rodziny aby podstrzygł mi włosy na prosto maszynką. Na takie cięcie zdecydowałam się w maju, kiedy to ostatni raz byłam u fryzjera. Od tego czasu włosy sporo urosły i myślę, że przy następnej wizycie w salonie zrównam włosy z grzywką.
Jednak trochę przeraża mnie to, że fryzjerka za podcięcie włosów w ten sposób bierze 40 zł.

Długość zaczyna mnie męczyć, ale po prostu nie jestem przyzwyczajona. Zawsze je czymś przytnę czy pociągnę. Bądź co bądź lepiej czuję się we włosach dłuższych niż do ramion. Aktualnie sięgają trochę przed zapięcie stanika, grzywka niemal do ramion.

Jednak do rzeczy: w końcu się odważyłam i po maszynkę sięgnął mój tata, MISTRZ wszystkiego. Szczerze powiedziawszy czułam lekki stresik, kiedy czułam wibracje maszynki na plecach. Jednak włosów ubyło na prawdę nie wiele. Scinałam je na mokro, po wszystkim nałożyłam na świeże końcówki olejek arganowy.

A ja dalej zapuszczam.

P.S. Niestety nie mam zdjęć, aparat pojechał na wakacje. Zresztą myślę, że nie ma co fotografować :D

czwartek, 26 grudnia 2013

Aktualizacja włosowa - grudzień

Dzisiaj nie mam dla was tradycyjnego zdjęcia od tyłu, bo nie mam czasu żeby je zrobić. Chciałam też więc poczekać z aktualizacją i gdyby nie najnowsze zdjęcia moich znajomych to post jeszcze by się nie pojawił.

Stwierdziłam, że takie zdjęcie może idealnie oddać stan włosów na co dzień: nie uczesane, po całym dniu. I tak właśnie prezentują się moje.
Kolor jest dość zbliżony do realnego.



I rzeczywiście tak "je nosze" na co dzień ;D



Co stosowałam?
  • Facelle i Bambi do mycia (u rodziny na święta żel pod prysznic Dove z ogórkiem i zieloną herbatą)
  • Isana Oil Repair i Alterra Aloes i Granat jako odżywki
  • Alterra Aloes i Granat jako maska
  • Masło do ciała Green Pharmacy do kremowania <3
  • Olej kokosowy, Amla, Green Pharmacy łopianowy z rozmarynem jako oleje

Myślę, że takie robienie zdjęć włosów "w ruchu" daje fajne, realne spojrzenie na ich kondycję i stan po całym dniu.
Buziaki. 



sobota, 14 grudnia 2013

Aktualizacja włosowa - listopad

Znów to samo stwierdzenie: jak ten czas szybko leci. Przecież dopiero co pisałam aktualizacje włosową. Jedyne co udało mi się zrobić to kilka razy naolejować włosy i nałożyć maskę. Starałam się też kremować włosy masłem do ciała z Green Pharmacy i byłam zachwycona miękkością włosów. Na prawdę warto zaopatrzyć się w TEN produkt, którym przez cały listopad pielęgnowałam całe ciało, twarz i włosy. Z olei stosowałam Amlę Gold i olej kokosowy, z odżywek Alterrę Aloes i Granat, a do mycia szampon Bambi i Facelle.
A teraz zostawiam was z zdjęciami.
Planowałam podcięcie końcówek bo są już trochę wymięte, ale muszę jeszcze poczekać bo moja fryzjerka nie ma terminów. W ogóle zastanawiałam się czy nie zrównać długości z grzywką, która sięga do ramion, ale pewnie skończy się na klasycznych dwóch centymetrach.