niedziela, 17 listopada 2013

Odnajdź sport dla siebie... - krótka rozprawa o moich zajęciach

Dzisiaj post strikte nie włosowy pisany po usłyszeniu piosenki, którą często słyszę na treningach. Ale zacznę od początku:
Jako dziecko nienawidziłam lekcji WF. Robiłam wszystko, żeby siedzieć na ławce. Po prostu gry zespołowe były dla mnie męczarnią. Bałam się piłki i współzawodników. Oczywiście po zajęciach biegałam i hasałam jak to dziecko, jednak wolałam by nikt nie chciał ze mną grać w piłkę. Co innego chowanego, berek, słynna u mnie na osiedlu zabawa w krowę, skakanka, w której byłam niezła i gra w gumę <3. Jednak ze sportami nie miałam nic do czynienia.
Później przyszło zwolnienie z WF i miałam święty spokój.
Powrót w czasach licealnych na lekcje nie należał do najprostszych. Miałam elementarne braki, kondycja też pozostawiała wiele do życzenia mimo, że zawsze byłam w miarę szczupła. I to chyba wtedy brak "pasji sportowej" zaczął mi ciążyć. Wszyscy w okół robili coś sportowego: grali w siatkę, kosza, biegali, przez przeszkody, skakali wzwyż, grali w ping-ponga (ja nigdy nie umiałam), tenisa itp, a ja nie robiłam nic. A kilka sportów bardzo mi się podobało. Nie miałam jednak motywacji by zacząć cokolwiek ze sobą robić, w drugiej klasie zaczęłam intensywne treningi brzucha, ale zaprzestałam, bo po ponad roku nie widziałam rezultatów. Miałam też kilka podejść do biegania, ale to też nie było to. Na siłownie sama nigdy nie odważyłam się pójść. I nadal marzyłam o jakimś sporcie, który pochłonie mnie do reszty: tak jak moją przyjaciółkę szermierka. I wtedy w moim życiu pojawiła się AKROBATYKA.

Na początku byłam nastawiona bardzo sceptycznie: "ja i akrobatyka, zwariowałaś??? przecież ja nie jestem w ogóle rozciągnięta (nie umiałam dotknąć dłońmi do stóp w skłonie), nie nadaje się, nie ma mowy!" - taka była moja pierwsza odpowiedź. Poza tym nie umiałam zrobić przewrotu w tył, słaby przewrót w przód, o czymkolwiek robionym głową w dół nie było nawet mowy. Brak rozciągnięcia i mięśni, zwłaszcza rąk, czyniły ze mnie akrobatyczną kalekę. Ale potulnie poszłam na pierwsze zajęcia. I wtedy się zakochałam.
Z pierwszego treningu pamiętam tylko zakwasy i skoki na batucie.
Potem robiło się coraz lepiej. Przestałam się bać, robiłam gwiazdy, stania na rękach, poprawne przewroty, salta na batucie. Aż tu nagle: bum!!! I spadłam na łeb na szyję. Kontuzja może nie była poważna, ale przez miesiąc nie mogłam się ruszyć, a kręgosłup, zwłaszcza szyjny bolał jak cholera. Po tym jak przestał ogarnął mnie strach. Zostałam zmuszona do powrotu na treningi. Na pierwszym ryczałam jak bóbr bojąc się zrobić przewrót. Nie wiem czy znacie to uczucie: chcecie coś zrobić, a mózg steruje waszym ciałem tak, że nie jesteście w stanie. To było okropne. Ale po kilku treningach było już lepiej. Mimo, że nadal nie stanęłam jeszcze na rękach, stwierdziłam, że nie będę się nigdzie spieszyć. Bo zakochałam się w akrobatyce na nowo i nie zamierzam z niej tak łatwo rezygnować.

O akrobatyce z mojego punktu widzenia:

  1. rozwija każdy jeden malutki mięsień - ręce, nogi, brzuch, plecy pracują na treningach jak szalone.
  2. pomaga w pokonywaniu słabości
  3. dzięki temu czuje się bardziej pewna siebie 
  4. może to trochę śmieszne, ale jest pewnym rodzajem szpanu - dość nietypowy sport, wszyscy zadają dużo pytań
  5. pomaga mi się rozwijać
  6. dzięki niej na nowo pokochałam sport: planuję spróbować kilku następnych zajęć
  7. jest mega tania - płacę tylko za wynajem sali
  8. przystojni, wysportowani mężczyźni na treningach, haha ;p

Podsumowując: nie zniechęcajcie się za pierwszym razem, szukajcie, chodźcie na zajęcia (często pierwsze z nich są darmowe), a może odkryjecie sport dla was. Jeszcze nigdy nie wracałam do domu tak zmęczona i szczęśliwa, jak właśnie po treningu. 

2 komentarze: